Ale niewczesne żarty na bok:
źródło: "The Wall Street Journal - Europe"
Wewnątrzpartyjny "problem" CDU to dziś kwestia marginalna, Niemcy bowiem w wymiarze narodowym stają przed wyborem istotniejszym, bo determinującym ich los w nadchodzących latach, jeśli nie dekadach, wyborem pomiędzy suwerennością a opacznie definiowaną demokracją dziś w Europie przez polityczne elity Francji i Wielkiej Brytanii utożsamianej z jej amerykańskim modelem w dziwacznym zapomnieniu, kto tu faktycznie powinien być uczniem, a kto nauczycielem.
Pod przywołanym artykułem zamieszczonym w witrynie "The Wall Street Journal" autorstwa Harriet Torry i Williama Boston czytelnik podpisujący się jako „Doug Cannon” zamieścił znamienny komentarz:
„This is what happens when you elect an unknown East German, brought up in communist system with no history of opposition to authoritarianism, to the post of great authority.”
Co jest skończenie oczywistą prawdą:
Żeby Barack Hussein Obama II, Mit Romney czy też Todd Akin mógł uchodzić za wielki autorytet świata polityki, to w Niemczech kanclerzem powinien zostać ktoś co najmniej podobny prezydentowi Francois Hollande i premierowi Davidowi Cameron.
I tylko dziekować Bogu – kimkolwiek On jest – że jeszcze tym razem dokonać wyboru będą mogli sami Niemcy, a nie politycy i stratedzy znad Potomac River jak to ma właśnie miejsce w Syrii.
(linked to)