wtorek, 9 grudnia 2014

...marginalnym zdaniem prowincjusza...

...stosowniejszym było by w tej kwestii pytanie, czy narodowe interpretacje historii sprowadzają na manowce...

...bowiem tak jednoznaczne przypisanie tej właściwości już w samym tytule "Will Japan’s habit of rewriting its history affect its future?" przez jego autora, opinion writera piszącego dla "The Washington Post" pana Richarda Cohena...

źródło: "The Washington Post" - "Will Japan’s habit of rewriting its history affect its future?" by Richard Cohen

...wydaje się z gruntu chybione w prawdopodobnym (bo mimo wszystko nie napiszę, że udawanym) niezrozumieniu istoty zdarzeń mających współcześnie miejsce nie tylko przecież w Japonii...

...ale i Rosji, krajach Bliskiego i Środkowego Wschodu, Chinach, a i w sposób oczywisty w Europie też...

...istoty pewnie w sposób niezamierzony trafnie ujętej przez samego pana Cohena w opisie przebiegu zdarzeń...

"...Japan similarly adopted U.S.-style democracy after World War II and literally rose from the ashes (Hiroshima, Nagasaki and the often-overlooked incineration of Tokyo) to become so substantial an economic power that China supplanted it as No. 2 only recently. These were breathtaking achievements..."- źródło j.w.

...bowiem "These sudden reversals..." - źródło j.w. (w stronę zaatlantyckiej odmiany demokracji) wszędzie, gdzie tylko miało miejsce, skończyło się monstrualnym rozczarowaniem w mniej lub bardziej tragicznym wymiarze dla (z rożnych powodów...) gotowych do zastosowania amerykańskiego wzorca w swojej, narodowej praktyce...

...pozostawiając ofiary eksperymentu z tym, co niezniszczalne, niezmienne, czyli narodową historią zapisaną w żadnym razie nie w akademickich podręcznikach, a w społecznej świadomości górnolotnie zwanej Duchem Narodu ucieleśnionym między innymi ocalałymi z pożogi każdego z osobna przypadku (japońskiego, chińskiego, rosyjskiego, niemieckiego...) miejscami kultu...

...czy to będzie japońskie Sanktuarium Yasukuni, czy chińskie nauki Konfucjusza, rosyjskie odwołania do mitu początków politycznej podmiotowości na mapie euroazjatyckiego kontynentu, w końcu ponadczasowe, niemieckie misterium Bayreuth...

...co pozwala sądzić przy kontuarze baru, że historia obiektywna, zapisana datą i zdarzeniem, to jedno...

...a ta, zapisana znojem, łzami i ofiarą ludzi z krwi i kości, to zupełnie coś innego...

...coś w przeciwieństwie do tej pierwszej nieustannie inspirującego, twórczego...

...pozwalającego trwać narodom przez tysiąclecia...

...marginalnym zdaniem prowincjusza znajdującym swoją zasadność nie gdzie indziej, jak właśnie w odnotowanych datach i faktach na stronach historii obiektywnej...

...sobie a Muzom w wirtualnym monologu pomijając milczeniem cytat z pana Cohena w jakże wymownym dla zaatlantyckiej narracji brzmieniu...

"...Japan surrendered and cooperated (w 1945 roku).

These sudden reversals have been a feature of Japanese culture ever since Commodore Matthew Perry forcibly opened the country to U.S. trade in 1854..."

...i dalej...

"...Japan similarly adopted U.S.-style democracy after World War II and literally rose from the ashes (Hiroshima, Nagasaki and the often-overlooked incineration of Tokyo) to become so substantial an economic power that China supplanted it as No. 2 only recently. These were breathtaking achievements..." - źródło j.w.

...mimo że stanowi on wprost znakomity przykład znikomej wręcz praktyczności odwołań historycznie obiektywnych w jakimkolwiek dialogu...

...a już na pewno w dialogu międzynarodowym...

:-(

...z dopiskiem datowanym na 10 grudnia za agencją "Reuters" via "Voice of America":

"...Erdogan said Monday that Ottoman, an old form of Turkish using Arabic script that was replaced by Mustafa Kemal Ataturk upon foundation of the secular republic in 1923, should be taught in schools to prevent younger generations from losing touch with their cultural heritage..."

źródło: "Reuters" via "Voice of America" - "Ottoman Language Drive Draws Strong Objections in Turkey"

...dokumentującym swoją treścią zasadność pozornie tylko "egzotycznych" spostrzeżeń odnotowywanych dzień po dniu w wirtualnym monologu przy kontuarze baru...

...jak choćby tych, pierwszych z brzegu o Japonii, Chinach, Rosji...

...snutych w żadnym razie nie za nieodpartą, wewnętrzną potrzebą publicystycznego popisu jakiegoś tam prowincjusza...

...czy też "rozdzielaniem szat" nad losami świata z braku ciekawszych zajęć...

...a tylko nieustająco w formalnej poprawność i zgodzie...

...z deklaracją programową wirtualnych monologów prowincjonalnego poety barowego...

"...bez jakichkolwiek, osobistych odniesień, czy też powiązań środowiskowych z wymienianymi tu i ówdzie z nazwiska osobami powtórzonymi za prasowymi źródłami, będącymi w zasadzie jedyną inspiracją do kolejnych wpisów, niezbyt odległych gatunkowej idei literatury faktu w jej odmianie agresywnej, prowokującej do zmiany optyki postrzegania współczesności na podobieństwo „Palmy” autorstwa pani Joanny Rajkowskiej, stojącej na rondzie Charles’a de Gaulle’a w Warszawie, która po latach okazała się być nadzwyczaj trafnym, wręcz zniewalająco precyzyjnym opisem współczesnej Polski, w pełni zasługując tym na miano jej nowego symbolu (…)…"- źródło własne T.L.

...z upływem lat dopełnioną zasmucającą refleksją...

"... wolę czytać to, co sam napiszę (lub napiszą inni poeci barowi) powodowany nie tyle wewnętrznym przymusem, czy też potrzebą dzielenia się z kimkolwiek czymkolwiek, a tylko chęcią stworzenia na własny użytek pewnego, w miarę stabilnego punktu odniesienia, a niech by i nawet w przestrzeni wirtualnej, jeśli już nie mogę liczyć ani na „Reutersa”, ani na „The Associated Press”, „The Washington Post”, „CNN” i „FoxNews” nie wspominając o pozostałych..." - źródło własne T.L.