Nie darzę pana Mitta Romneya szczególną sympatią, tak jak i nie przepadam za każdym innym, sekciarskim radykalizmem spowitym półmrokiem niedopowiedzeń, ale co racja, to racja bez wnikania w jej sytuacyjne, faktyczne intencje:
„…"I'm outraged by the attacks on American diplomatic missions in Libya and Egypt and by the death of an American consulate worker in Benghazi," he said. "It's disgraceful that the Obama administration's first response was not to condemn attacks on our diplomatic missions, but to sympathize with those who waged the attacks…"
źródło: "abc News"
Dalej w cytowanym przekazie niejako w opozycji do wypowiedzi pana Mitta Romneya i przekonaniu o politycznej słuszności nadrzędności dobrego samopoczucia Muzułmanów nad zdrowiem i życiem Amerykanów pani Hillary Clinton powiada:
“…U.S. ambassador to Libya Christopher Stevens was killed by a "small and savage group" of Libyan militants who stormed the U.S. consulate in Benghazi, Secretary of State Hillary Clinton said today…”
I też ma rację, z tym, że już nie tak szczególnie odkrywczą i nie do końca poprawną, bowiem mordercami w tej, czy innej społeczności zazwyczaj są nieliczni, którzy jednak bez poparcia innych współplemieńców nie mogli by skutecznie funkcjonować, choć akurat w przypadku świata muzułmańskiego zasadnym wydaje się być pytanie, co to znaczy dla społeczności liczącej na całym świecie ~1,5 miliarda współwyznawców „nieliczni” i „a small and savage group” też.
Na to pytanie odpowie samo Życie w nadchodzących dniach, tygodniach, miesiącach i latach dopowiadając dalszy ciąg zdarzeń dziejących się już dziś w Afganistanie, Iraku, Syrii, Pakistanie Egipcie i Libii, co piszę z nadzieją w sercu, że nie będzie okazji, by uzupełnic tą listę o Francję i Wielką Brytanię albo jakiś inny, bogu ducha winny, europejski kraj.