środa, 8 sierpnia 2012

Dwie kwestie w manierze poemów barowych, czyli Sunnita w Białym Domu:

(Na marginesie syryjskiego dramatu)

Kwestia pierwsza:

Prezydent Obama, czy też Barack Hussein Obama II ?
Moim, skromnym zdaniem, zgodnie z tradycją i dobrym obyczajem, to prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki jest Barack Hussein Obama II, a nie jakiś Obama, który sam w sobie do złudzenia przypomina nie używany już zapewne sytuacyjnie na terenie US zwrot „boy”.

Kwestia druga:
Czy prezydent Barack Hussein Obama II jest w jakiejś części swojej osobowości Sunnitą ?

Photograph of Barack Obama, Sr.
with his mother, Akumu
źródło: "Wikipedia"
Oczywiście że tak:

Jego ojcem jest przecież Barack Hussein Obama, Sr. wywodzący się z etnicznej grupy  Lou, która w swojej muzułmańskiej części jest właśnie sunnicka (druga część to chrześcijanie).

Do tego, mimo zmienności zdarzeń losowych jednego i drugiego, tak ojciec, jak i syn zachowali nie bez przyczyny przecież człon „Hussein” w imieniu i nazwisku.

Dlatego w tym kontekście faktyczna współpraca Washingtonu z Al-Qaedą w zniszczeniu alawickiej Syrii jest tak skończenie naturalna, jak naturalna jest podświadoma sympatia niewierzącego i niepraktykującego - a niech by nawet i przechrzty - Żyda do narodu i państwa Izrael.

Jeśli bowiem nie, to jak ten wręcz galaktyczny absurd inaczej wytłumaczyć ?

**********
Thursday 09:25 CEST:
źródło: "Press Core"

Ile w tej, przywołanej wyżej, dosłowności racji ?

Cóż… Faktycznie w jakimś stopniu Al-Qaeda to „dziecko” CIA, a że niewydarzone?

Mnie to specjalnie nie dziwi:
Zważywszy na obowiązujące w tej instytucji preferencje seksualne nie może być przecież inaczej. W końcu akt prokreacji to nie to samo, co mieszanie nasienia z nawozem na bezkresnych równinach stanu Iowa.
:-(