środa, 2 stycznia 2013

...czy tylko dlatego, że są Żydami ?

„…“For two thousand years, Jews dreamed of a Jewish state, not a democratic state. Democracy should serve the values of the state, not destroy them.”… 

źródło: "Haaretz"

A od umownych, tych dwóch tysięcy lat Francja, Niemcy, Brytyjczycy, Norwedzy i inni mają swoje państwa, małe i większe Ojczyzny pisane z dużej litery, które w swojej historii były królestwami, federacjami lokalnych wspólnot, państwami religijnymi, innym razem laickimi, republikami w historycznej różnorodności ideologicznej rządzonymi raz przez mniejszość, innym razem większość nie tyle od zarania dziejów od razu obywateli, co Francuzów, Niemców, Norwegów, Brytyjczyków właśnie – nie przez kogoś innego, a jeśli – jak to miało miejsce w Europie Wschodniej czasów „Zimnej Wojny” – to fakt ten był w naturalnie poprawny sposób poczytywany za stan zniewolenia fizycznego i duchowego (ideologicznego) bez oglądania się na teoretyczną wartość (a i praktyczną w niektórych aspektach funkcjonowania zniewolonych społeczności też) doktryny.

I niech pan Obama, Cameron, czy też Hollande zadeklaruje publicznie, zasługując tym samobójczym gestem na szacunek potomnych z braku innych okoliczności ku temu , że w imię demokracji poświeci USA, Wielką Brytanię, czy też Francję w jej bycie narodowym, integralności terytorialnej, czy też niezbywalnym prawie do samostanowienia w sprawach drobnych i wielkich – napiszę wręcz pospolicie infantylnie.

I napiszę zaraz jednym ciągiem, nie narażając przy tym w żaden sposób na szwank swojego autorytetu domorosłego eksperta i analityka zachowań mniemanologicznych wszelkiej maści współczesnych elit euroatlantyckiego landu, że żaden z nich nie zadeklaruje, nie powie, nie pomyśli o tym nawet, stanowiąc ze wszech miar zasadne pytanie:

„…“Why should non-Jews have a say in the policy of a Jewish state?” – czy tylko dlatego, że są Żydami ?

Tak sądzę, z tym, że sytuacyjnie dziś Żydzi z Israela nie są sami:

I Obama, Cameron, a i pan Hollande, nie wspominając o mniejszych, im podobnych, odmawiają tego prawa również Libijczykom, Syryjczykom, Irańczykom, Irakijczykom, narodowi afgańskiemu, Pakistańczykom, Rosjanom, a i Chińczykom też (choć w tym ostatnim przypadku powodowani zwierzęcym strachem są – jak im się wydaje – dyplomatycznie oględni i niezbyt czytelni w zamiarach dla posługujących się na co dzień dialektem kantońskim lub standardem mandaryńskim) , co – jak uczy Historia – w żadnym razie nie wróży im sukcesu i niejako „z urzędu” i tradycji skazuje na klęskę w wymiarze osobistym jeśli i nie państwowym również w pewnych, niefortunnych zbiegach okoliczności.

Natomiast odnosząc się do istoty linkowanych treści autorstwa pana Bradleya Burston, to można, wręcz należy skwitować je tak:

Gdyby w jakimś, istotnym stopniu powstanie państwa Israel było zależne od amerykańskiej diaspory Dzieci Izraela, to nie było by go wcale, a jeśli już, to nic ponad jakiś bantustan, park etnograficzny na podobieństwo getta zamieszkiwany przez niedobitki europejskich Żydów zdanych na łaskę i niełaskę beduińskich watażków plemion z Pustyni Negew, Synaju i okolicy, co czyni zbędnymi, jałowymi jakiekolwiek dywagacje w tej materii.

:-(