Amerykańskich, Michelle, Hillary i Joan Juliet Buck, choć tu mam mały, faktograficzny problem: nie mogę bowiem w żadnym razie napisać, że to pani Michelle (prezydent) wysłała na ulice Damaszku syryjskie dzieci.
Z czego z drugiej strony cieszę się, bo pierwsza dama Ameryki, to 100% kobieta, matka i troskliwa żona, której przyszło stawić czoła nie byle komu, jak tylko krypto partii amerykańskich homoseksualistów będących dziś faktyczną, czwartą władzą w US – jeśli nie drugą, a nawet pierwszą, bowiem tylko ktoś sprawny intelektualnie inaczej mógł wpaść na tak diaboliczny pomysł, jak ten, realizowany teraz na Bliskim Wschodzie, gdzie już raz, dawno temu, w XII wieku, wysłano na wojnę dzieci zamiast armii z oczywistym skutkiem.
********
Wszystkie wojny i konflikty zbrojne są w istocie swojej tragiczne, ale w tym, syryjskim, jest coś szczególnie perwersyjno dewiacyjnego: oczywista prowokacja i kłamstwo ukoronowane prymitywnymi manipulacjami medialnymi, które ostatecznie obaliły filary społeczeństwa obywatelskiego, za jakie słusznie jeszcze „do wczoraj” należało uznawać i Reutersa i AP i gazety codzienne, tygodniki i miesięczniki nie wspominając o telewizji, w ślad za którymi poszedł i prowincjonalny półświatek pokracznego hedonizmu amerykańskiego, który, korzystając niejako z okazji, „odstrzelił” towarzysko Bogu ducha winną, jakąś J.J Buck z sobie tylko znanych powodów, bo chyba nie powodowany genetycznym antysemityzmem ?
Choć kto ich tam do końca wie...