niedziela, 12 sierpnia 2012

A kogo to dziś obchodzi ?

“…Although Israeli leaders haven’t explicitly threatened to attack, they have been saying for years that they would not tolerate a nuclear Iran, and “all options are on the table.” The U.S. has a similar policy…”


źródło: "The Washington Post"
Problem w tym, że dziś już mało kogo obchodzi co będą tolerować, a czego nie i US, i Izrael.

Szczególnie od granic Bliskiego Wschodu nad brzegami Morza Śródziemnego po granice Indii i dalej, aż do Cieśninę Beringa, żadna bowiem, dostępna dla nich opcja nie rozwiązuje problemów jak jednych, tak i drugich.

Cóż z tego, że Izrael uderzy prewencyjnie w Irańskie instalacje nuklearne, albo że Amerykanom uda się w końcu pozbyć skutecznie Bashara al-Assada, jego żony i dzieci, a może i nawet kuzynów?

Pozostaną przecież Alawici, a jeśli nie oni, to inni wyznawcy Allacha.

A może ucierpi na tym Rosja ? Destabilizacja Bliskiego Wschodu osłabi Chiny?

Nie wykluczone, że takie brednie śnią się na jawie strategom Pentagonu wierzącym w pełną kontrolę nad dronami i innymi gadżetami wiszącymi na orbicie okołoziemskiej zapominającymi przy tym, że wiara to i owszem, ponoć czyni cuda, ale sama w sobie nie wygrała jeszcze żadnej bitwy, ani nawet małej potyczki gdzieś na bezdrożach Afganistanu (nawet Napoleona zaprowadziła na wyspę Św. Heleny) pomagając tylko czasami co poniektórym samobójcom przenieść się do raju w towarzystwie niewiernych, ale nawet i w tym przypadku zawsze pewniej, jak można fanatyka zdetonować zdalnie.

Tu warto, a może nawet i należy przypomnieć, że Izrael powstał bez pytania kogokolwiek o zgodę, a nawet jak i pytano, to tej zgody nie było i jego przetrwanie zależy dziś tylko od woli i możliwości jego obywateli, a nie jakiegoś, mitycznego szeryfa z Dzikiego Zachodu, który okazał się być na dodatek nie tym, za kogo się podawał: