niedziela, 7 października 2012

Pan Kissinger swoje, a ja swoje:

„On September 17, the New York Post quoted Henry Kissinger saying:

"In 10 years, there will be no more Israel. I repeat: In 10 years, there will be no more Israel."
 

Co skłoniło niejakiego Stephen Lendman do popełnienia zabawnego tekstu...

źródło: "Indymedia"

"He didn't mean Israel will self-destruct or collapse. His view mirrors the combined assessment of 16 US intelligence agencies. Months earlier, its report headlined "Preparing For A Post Israel Middle East." It wasn’t released publicly so no link"

"It concluded that Washington's national interest is at odds with Israel. The so-called special relationship is counterproductive. What benefits Israel geopolitically often harms America..."


...w którym tak Stephen Lendman współczesność kraje, jak mu rozumu i wiedzy staje – można napisać, parafrazując powiedzonko o krawcu i by nie być gołosłownym, zacznijmy od początku:

"…There are thirty million Arabs on one side and about 600,000 Jews on the other..." – co w tamtych latach, mierząc się z rzeczywistością właśnie ("Why don't you face up to the realities?") należało by podzielić te miliony przez 10 do 20 (różni poeci barowi różnych miar używają) próbując wyznaczyć faktyczną wartość i wagę tych, arabskich pionków na polityczno gospodarczej szachownicy ówczesnego świata, co daje raptem znaczące 1,5 do 3 milionów hipotetycznego potencjału militarno gospodarczego, o czym generał George Marshall może i nie wiedział, ale pan Truman to i owszem jeśli nie intelektem, to instynktem sklepikarza pasmanteryjnego.

I nie zabieganie o głosy żydowskich wyborców tu szczególnie chodziło, a o dostrzeżenie szansy na usadowienie się w tej części świata przez Amerykę, bowiem głównymi rozgrywającymi byli tu Francuzi i Anglicy traktujący „od zawsze” zamorskich „braci mniejszych” jako zaplecze logistyczne i magazyn „mięsa armatniego”, a nie równorzędnego partnera „w przeżuwaniu” Afryki, Bliskiego i Dalekiego Wschodu, co w połączeniu z ich zdecydowaną nieprzychylnością, jeśli nie wręcz wrogością do koncepcji na państwo Izrael zaowocowało w końcu tym, że sprawy nie poszły tak, jak w zasadzie mogły by pójść.

W jednym pan Stephen Lendman (Henry Kissinger) ma rację:

Czas znaczącego miejsca Izraela w międzynarodowej polityce Stanów Zjednoczonych Ameryki dobiegł końca, Jankesi wpadli bowiem na kolejny – ich zdaniem – genialny pomysł posłużenia się światem Islamu jako przeciwwagą dla wzrastającej potęgi i znaczenia Chin, a i poniekąd Rosji również, bowiem realnie możliwy, sytuacyjnie korzystny dla obu tych państw alians militarno polityczno gospodarczy nie daje im spać po nocach.

I słusznie, ale tak, jak i w przeszłości, tak i tym razem czeka na Amerykanów kilka niespodzianek i mimo koncepcyjnej racji wyjdą w końcu na porzuceniu Izraela, jak przysłowiowy Zabłocki na mydle, czego nie można w żadnym razie powiedzieć o państwie żydowskim, Rosji i Chinach.

Ale to zupełnie inna historia, którą już dziś pisze samo Życie.

A wracając do zacytowanych na początku słów pana Kissingera, to niebezzasadnie i bez wyznaczania granicznej daty, można by było je poddać pewnej korekcie, zamieniając czas przyszły na czas przeszły:

Izraela już od dziesięciu lat nie ma.

No i czy za tą przyczyną jest Amerykanom lepiej ?

Niech sobie sami na to pytanie odpowiedzą.