Gdzie Damaszek, a gdzie Washington ?
Ale pozostawmy na boku rozważania geograficzne.
Co w połączeniu z błędną interpretacją istoty „Arabskiej Wiosny” czyni administrację amerykańską i jej europejskich partnerów wręcz pośmiewiskiem reszty Świata.
Koniec państw świeckich powstałych na zachodnio europejskim i amerykańskim fundamencie ideowym na Bliskim Wschodzie jest następstwem rozczarowania i obiektywnej oceny bezwartościowości euroatlantyckiej ofert cywilizacyjnej, a nie jakiejś wydumanej konfrontacji w tym regionie pomiędzy – w uproszczeniu – NATO, a Rosją i Chinami razem wziętych, lub z każdym z nich z osobna, ta bowiem rozgrywana jest w zupełnie innej przestrzeni i to już dziś zdecydowanie jednostronnie.
I jeśli jest tu czego żałować, to właśnie Syrii pod rządami partii BAAS i Bashara al-Assada, która do złudzenia przypominała nic innego, jak właśnie dziką, pustynną różę pewnie i nie do końca podobną swoim kuzynkom z angielskich oranżerii, ale różę równie piękną, jeśli nie piękniejszą zważywszy na klimat i warunki w jakich wyrosła.
Bo na pewno nie Stanów Zjednoczonych Ameryki, polityków brytyjskich, czy też elit politycznych Francji, co konstatuję mimo wszystko z przykrością, choć bez rozczarowania, za to z nutką nostalgii to na pewno.