- nie znających dziś żadnych granic swojej grządki w myśl konceptu, że florystka to też artystka, tylko o tym nie wie (...), nie wspominając o nawlekaczach syntetycznych koralików na sznurki -
...którzy z powodzeniem za każdym razem potrafią mnie rozbawić dosłownie do łez swoimi publicznymi wystąpieniami, jak to zrobił ostatnio pan profesor Sławomir Fijałkowski, dziekan Wydziału Architektury i Wzornictwa Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku artykułem pomieszczonym w witrynie "amber com pl" pod fikuśnym tytułem "Bursztyn + Design - kiedyś, dzisiaj i w najbliższej przyszłości"...
źródło: "amber com pl" - zacytowano z odwołaniem do Art.29 Prawa Autorskiego
...co rozumiem w swojej barowej prowincjonalności tak, że pan profesor programowo ma w głębokim poważaniu może i nie całą historię gdańskiego bursztynu, ale jego najbliższą przeszłość zawiniętą "...w kwiatki-potworki z oksydowanego srebra..." to z całą pewnością...
...w przeoczeniu - a pewnie raczej w niewiedzy - że to właśnie one stanowiły o fenomenie sukcesu rynkowego bursztynowego Feniksa odrodzonego z powojennych popiołów i mroków stalinowskiej smuty...
...kreując markę zwaną wtedy potocznie niezbyt poprawnie "barokiem", po który począwszy od wzorcowni sopockiego "Art Regionu", a kończąc na Centrali Handlu Zagranicznego "Remex" ustawiały się kolejki kupców z całego świata...
broszka bursztynowa z cyklu "Drzewa" spod ręki T.L. (lata '80 ubiegłego wieku, skan starej fotografii) dopełniona przez jej pierwszą właścicielkę podtytułem "Głowa Meduzy"
...piszę w przekonaniu równym pewności, że wzięte wszystkie razem firmy wymienione w tekście przez pana profesora jako wiodące, wspierane do tego finansowo przez państwo w projekcie "Polski Bursztyn" i wszelkiej maści dizajnerów podniesione do kwadratu z pomnożeniem przez dowolnie dobraną liczbę nie powtórzą nigdy tego sukcesu, bowiem...
...ale to temat na inne już opowiadanie, którego do tego nie mam zamiaru pisać błądząc już myślami wokół nadchodzącego weekendu i Świąt...
...poprzestając na nieuniknionej w tym przypadku, pozagrobowej satysfakcji z przyznania racji mojej, skromnej osobie przez przypadkowego czytelnika tego wpisu za dwadzieścia, pięćdziesiąt a może i sto lat...
...napiszę tylko jeszcze sobie samemu na koniec w przypomnieniu na dobranoc pozornego dziś truizmu, że bez przeszłości nie ma przyszłości...
...a jeśli jakaś i jest, to tylko taka na podobieństwo jednopłciowych małżeństw niezdolnych z przyrodzenia do jakiejkolwiek, sensownej z punktu widzenia poprawnie zdefiniowanego interesu branży (pro)kreacji...