niedziela, 5 października 2014

...czy winna, tego nie wiem...

...za przyczyną braku w mojej, barowej kategoryzacji polityki tego akurat pojęcia...

...choć nie wadzi mi ono szczególnie w żaden sposób akurat użyte w przekazie publicystycznym raczej zaciekawiając w nim swoją obecnością, niż zniechęcając...

...jak i tym razem...

"... There is no such thing as a self-organized crowd. If people are sleeping in tents in Hong Kong’s central business district or Kiev’s Maidan, somebody must be paying them and directing them, and if it isn’t our state then it must be someone else’s..." (Nie ma czegoś takiego, jak samoorganizacja tłumu. Jeśli ludzie śpią w namiotach na ulicach centralnej dzielnicy Hongkongu, albo na kijowskim Majdanie (przez kilka dni lub miesięcy), to ktoś musi tym zarządzać i finansować, a skoro wiemy (w Moskwie albo w Pekinie), że nie robi tego nasze państwo, to musi być to kto inny - w swobodnym tłumaczeniu T.L.)

źródło: "The Washington Post" by Anne Applebaum

...z czego dziś po doświadczeniach "Arabskiej Wiosny", tragedii Syrii i próbach ustanowienia Państwa Islamskiego już chyba tylko pani Applebaum potrafi uczynić publicznie zarzut jakimkolwiek, a już szczególnie chińskim lub rosyjskim elitom politycznym, starającym się (na ile potrafią i doświadczenie im podpowiada) utrzymać w granicach w miarę bezkonfliktowych zachowań wspólnotowych w sumie ~1,5 miliarda [!] obywateli *...

...podążając w świadomym (tak tylko sądzę, bo niby skąd miałbym tak naprawdę wiedzieć; pan Putin pije mleko...

źródło: "Google Images"

...a w Pekinie co piją, to nie wiem, ale też od rana wyglądają w telewizyjnych przekazach zdrowo i to nawet przy poniedziałkach, co wyklucza miedzy nami bliższe kontakty z braku wspólnych tematów do konwersacji...) wyborze drogą ewolucji, a nie rewolucji, których potworności akurat te narody, jak mało które jeszcze do niedawna doświadczyły historycznie raptem nie dalej, jak "wczoraj"...

...by zaraz poniżej, po kilku zdaniach napisać...

"... It’s true that many American institutions, mostly academic and charitable, offer human rights seminars or journalism training to groups around the world..." (To prawda, że ​​wiele amerykańskich instytucji, głównie naukowych i charytatywnych, oferuje seminaria w dziedzinie praw człowieka lub szkolenia dziennikarskie adresowane do grup na całym świecie... - w wolnym tłumaczeniu T.L.)

...i dalej jednym ciągiem...

"...But the funding for such activities is limited, a fraction of what China spends on lobbying or Russian spends on disinformation campaigns designed to influence U.S. policy. Their beneficiaries aren’t trained to become Western allies, let alone to follow American orders. On the contrary, really successful political movements always have local roots, local leaders and unpredictable dynamics. Nobody was more surprised by the uprising in Egypt’s Tahrir Square than the U.S. government. Nobody was less prepared for Ukraine’s pro-Europe protests than Europe..." - źródło j.w. "The Washington Post" by Anne Applebaum

...czego nie mam zamiaru tłumaczyć, by przez to nie stać się w jakiejś cząstce współwinnym może i w pełni nieuświadomionego (już), a jednak udziału amerykańskiej publicystyki w sprowadzaniu na manowce rzesz ufnych, bo jeszcze niedoświadczonych nędzą, głodem i poniewierką...


...pozoru wręcz monstrualnie karykaturalnej wolności może i sprawiającej jakąś mroczną satysfakcję pani Hillary Clinton...

źródło: "Google Images"

...i jeszcze paru namawiających usilnie innych do "wyjścia z klatki tyranii braku swobód obywatelskich" samemu pozostając w ukryciu mrocznych zakamarków "Małpiej klatki demokracji"...

"Democracy is the art (and science) of running the circus fron the monkey cage"
źródlo: "...gdyby nie fakt, że..." by T.L.

...ale w żadnym razie nie mnie w pewności jej bezużyteczności społecznej w takiej i jej podobnych w swojej istocie emanacjach, jakkolwiek by to prowincjonalnie i barowo nie brzmiało...

...sobie a Muzom w wirtualnym monologu zapisane w ten kończący kolejny weekend wieczór...

:-(

* nawet w prowincjonalno barowym postrzeganiu świata trudno sobie wyobrazić drugą "Arabską Wiosnę" idącą w parze z syryjską tragedią w takim wymiarze - nie wspominając przy tym o Państwie Islamskim sięgającym swoją wschodnią granicą po pustkowia Mongolii, co wydaje się akurat dzisiaj wprost nieuniknioną konsekwencją skutecznej destabilizacji Rosji i Chin cokolwiek by kto o nich myślał i jak je postrzegał...