[...] w mym sercu wywołuje dreszcze -
mów do mnie jeszcze... [...]" - Kazimierz Przerwa-Tetmajer "Mów do mnie jeszcze"...
..."...Według Kaczyńskiego najważniejsze jest to, [...] że ta żałosna bajka o polskiej dyktaturze [...] to tylko wymysł chorych umysłów i najgorzej rozumianej propagandy”..." - j.n.
..."...W pierwszym rozdziale doktoratu [pan Jarosław Kaczyński] przedstawia stosunki między państwem i szkołami wyższymi w II RP. Dłużej omawia okoliczności powstania i samą ustawę z 1920 r., opartą na zasadzie wolności nauki i nauczania.
„...Minister WRiOP [Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego II RP] nie miał władzy służbowej nad szkołami. Jest to niewątpliwie element przemawiający za uznaniem samorządności, a nawet w pewnym sensie sam w sobie o niej stanowiącym. Drugim podstawowym prawem uczelni wskazującym na jej samorządowy, a nawet korporacyjny charakter, było prawo do uchwalania statutu. Wreszcie choć ustalenie statusu prawnego profesorów jest sprawą bardzo trudną, wydaje się jednak, że nie można ich uznać za urzędników państwowych sensu stricto” – zauważał Kaczyński.
Zmiana nastąpiła po 1926 r., po przewrocie majowym. „Siły, które doszły do władzy nie zamierzały przestrzegać reguł republiki parlamentarnej, rezygnować z władzy w wyniku przetasowania się sił w parlamencie. Spowodowało to zasadniczą zmianę sytuacji dla wszystkich organów samorządowych. Władza dotąd nie ustabilizowana i nie określona politycznie (a to ze względu na różny charakter koalicji, które tworzyły rządy) stała się trwała. Państwo zaczęło się w praktyce utożsamiać z określonym kierunkiem politycznym” – Kaczyński z jednej strony nieco gani, ale z drugiej chwali sanację. Unika omawiania jej politycznego programu, choć wspomina, że dążyła ona do „rozszerzenia zakresu działalności państwa (…) z tym większą energią im bardziej okazywało się, że nie można liczyć na autentyczne poparcie wśród społeczeństwa”. Nowa władza nie miała zamiaru tolerować na dłuższą metę autonomii szkół wyższych. Zaczęła regulować status pracowników naukowych i kwestię ich odpowiedzialności dyscyplinarnej. Ostro protestowały przeciwko temu konferencje rektorów, uznając to za zamach na samorząd akademicki.
Ale wówczas nie było Trybunału Konstytucyjnego (który niedawno rozpruł niekorzystną również dla środowiska akademickiego ustawę lustracyjną) i ówczesne władze przeforsowały ustawę z 1933 r., znacznie ograniczając akademicką samorządność (m.in. immunitety profesorskie), co pozwoliło usunąć z katedr 53 profesorów bez zgody rad wydziałów. Kaczyński cytuje tu ministra Jędrzejewicza: „Działalność wychowawcza musi być podporządkowana państwu. Państwo współczesne nie może i nie chce zrzekać się odpowiedzialności za wychowanie publiczne na żadnym jego szczeblu”. W podsumowaniu rozdziału Kaczyński przyznaje, że był to „w porównaniu z sytuacją z lat 1920–1933 samorząd bardzo ograniczony”..." - j.n.
..."... „Artykuły publikowane w roku 1945 i 1946 głosiły tezę o szkodliwości poddawania nauki wpływowi partii politycznych, broniły przedwojennego stanu nauki polskiej, przestrzegały przed arbitralnym rozwiązaniem kwestii organizacji szkolnictwa wyższego w Polsce”. Począwszy od roku 1947 zaczyna się kłaść nacisk na konieczność zmian i umacnianie związków nauki z państwem. Taki model uczelni wprowadzono ustawą z grudnia 1951 r. „Z punktu widzenia tej pracy nie jest jednak konieczne analizowanie jej postanowień, jako że zniosła ona w praktyce wszelką rolę ciał kolegialnych w szkołach wyższych, wprowadzając zasadę jednoosobowego kierownictwa i służbowego podporządkowania rektorów ministrowi”. Ta stalinowska w treści ustawa obowiązywała dość krótko i na fali zmian po Październiku ’56 znów samorząd akademicki się odrodził [...]
„w posunięciach władz sprzed 1968 r. (…) nie można było znaleźć tendencji do likwidacji samorządu. Warto tu zauważyć, że nawet w przypadkach pewnych konfliktów o charakterze politycznym (sprawy dyscyplinarne przeciw studentowi A. Michnikowi i innym) władze nie posuwały się do stworzenia środków nadzwyczajnych. Całkowitą zmianę tej sytuacji przyniósł rok 1968..."...
..."...Ten wybór nadal będzie dokonywany przez społeczność akademicką, ale będzie poprzedzony pewną selekcją, którą przeprowadzać będzie nowy organ na uczelni, tzw. rada uczelni, składająca się w co najmniej 50 proc. z przedstawicieli otoczenia społeczno-gospodarczego: wybitnych wychowanków, przedstawicieli biznesu, autorytetów społecznych – wyjaśnia Jarosław Gowin..." j.n.
..."...- Jestem spokojny. Klub Zjednoczonej Prawicy stanie murem za projektem - przekonywał. - Nie jest tajemnicą, że na szczytach koalicji spotykamy się bardzo często. Prezes Kaczyński znał wszystkie założenia ustawy w stopniu bardzo szczegółowym i udzielił mi poparcia..." - j.n.
źródło: "Newsweek pl"
„...Minister WRiOP [Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego II RP] nie miał władzy służbowej nad szkołami. Jest to niewątpliwie element przemawiający za uznaniem samorządności, a nawet w pewnym sensie sam w sobie o niej stanowiącym. Drugim podstawowym prawem uczelni wskazującym na jej samorządowy, a nawet korporacyjny charakter, było prawo do uchwalania statutu. Wreszcie choć ustalenie statusu prawnego profesorów jest sprawą bardzo trudną, wydaje się jednak, że nie można ich uznać za urzędników państwowych sensu stricto” – zauważał Kaczyński.
Zmiana nastąpiła po 1926 r., po przewrocie majowym. „Siły, które doszły do władzy nie zamierzały przestrzegać reguł republiki parlamentarnej, rezygnować z władzy w wyniku przetasowania się sił w parlamencie. Spowodowało to zasadniczą zmianę sytuacji dla wszystkich organów samorządowych. Władza dotąd nie ustabilizowana i nie określona politycznie (a to ze względu na różny charakter koalicji, które tworzyły rządy) stała się trwała. Państwo zaczęło się w praktyce utożsamiać z określonym kierunkiem politycznym” – Kaczyński z jednej strony nieco gani, ale z drugiej chwali sanację. Unika omawiania jej politycznego programu, choć wspomina, że dążyła ona do „rozszerzenia zakresu działalności państwa (…) z tym większą energią im bardziej okazywało się, że nie można liczyć na autentyczne poparcie wśród społeczeństwa”. Nowa władza nie miała zamiaru tolerować na dłuższą metę autonomii szkół wyższych. Zaczęła regulować status pracowników naukowych i kwestię ich odpowiedzialności dyscyplinarnej. Ostro protestowały przeciwko temu konferencje rektorów, uznając to za zamach na samorząd akademicki.
Ale wówczas nie było Trybunału Konstytucyjnego (który niedawno rozpruł niekorzystną również dla środowiska akademickiego ustawę lustracyjną) i ówczesne władze przeforsowały ustawę z 1933 r., znacznie ograniczając akademicką samorządność (m.in. immunitety profesorskie), co pozwoliło usunąć z katedr 53 profesorów bez zgody rad wydziałów. Kaczyński cytuje tu ministra Jędrzejewicza: „Działalność wychowawcza musi być podporządkowana państwu. Państwo współczesne nie może i nie chce zrzekać się odpowiedzialności za wychowanie publiczne na żadnym jego szczeblu”. W podsumowaniu rozdziału Kaczyński przyznaje, że był to „w porównaniu z sytuacją z lat 1920–1933 samorząd bardzo ograniczony”..." - j.n.
źródło: "Polityka"
...i dalej...
...więcej niż tylko nieprzyzwoicie długim cytatem (co - mam nadzieję - zostanie wybaczone prowincjuszowi przez Redakcję źródła)...
...li tylko w intencji dochowania programowej deklaracji poprawności egzystencjalno fenomenologicznej wirtualnych monologów...
źródło: "wirtualne media pl"
źródło: "wyborcza pl"
:-(