Praktykując tą fizjologiczną czynność regularnie od dziesiątków lat mogę dziś autorytatywnie stwierdzić, że trudno jest podczas wypróżniania pisać, nawet poemy barowe, ale czytać można, wręcz należy, jeśli ktoś poszukuje subtelnej przyjemności z jakichś powodów nie zdefiniowanej jeszcze akademicko w żadnej dysertacji doktoranckiej, czy też w jakikolwiek inny sposób, choć znam takich, którzy łączą ten nawyk z prowadzoną intensywnie przed laty akcją walki z analfabetyzmem antenatów współcześnie nam panujących, nadwiślańskich elit, co czasami okazuje się prawdopodobnie możliwe:
„…Gra idzie o zmianę mentalności naszego społeczeństwa (...) to przebiega powoli, krok po kroku, ale na szczęście jest coraz lepiej. Ja postaram się przekonać swojego ojca. Niech inni przekonują w swoich rodzinach…”* – mówi euro poseł, Jarosław Wałęsa, a ja się pytam do czego ?
Bo na pewno nie do tego, co jest oczywiste:
„…czyli możliwości, która daje parom homoseksualnym prawa podobne jak w małżeństwie, np. dziedziczenie czy status osoby bliskiej na wypadek choroby czy pobytu partnera w szpitalu…”*
„
…jak w małżeństwie…” proszę bardzo, jak najbardziej, w końcu brawo, ale na pewno nie „…w małżeńskim sakramencie…”, szkole i przedszkolu, co piszę bez wewnętrznego przymusu przypominania komukolwiek o niezbędności funkcjonowania konfucjańskiej zasady odpowiednich nazw w życiu społecznym, politycznym, a i kodeksowym też, bowiem dla kogoś, kto chce mnie do czegoś przekonać powinno to być oczywiste, choć niekoniecznie zaraz i z wymogiem rozeznania, kto to taki, ten Konfucjusz, bowiem wiem skądinąd, że ten wyuzdany wręcz, hedonistyczny luksus intelektualny nie jest dziś już dostępny nawet pierwszym z dziesięciu najbogatszych Polaków z listy "Forbesa"**, a cóż dopiero europosłowi z jego w tym porównaniu jakże skromnym uposażeniem.
* w nawiązaniu do artykułu z "Gazety Trójmiasto" datowanej na 5 Kwietnia 2013 roku "Wałęsa: Smutny nie jestem, rozumiem wszystko, co się dzieje" skąd pochodzą przywołane cytaty.
** licentia poetica (...)