„…If you want racism to be consigned to the dustbin of history, the very notion of race needs to be eradicated…” – pisze pod przywołanym artykułem w komentarzu “intentsandpurposes”...
źródło: "The Guardian"
Co czyni zdecydowanie chybionymi, jeśli nie wręcz niebezpiecznymi wszelkie manipulacje w tej materii w przekonaniu nadprzyrodzonych możliwości woli politycznej (z pominięciem nie do końca chwalebnych źródeł intencyjnych tej woli i jakości intelektualnej jej egzekutorów) nad tożsamościowym "zapisem genetycznym", czego znakomitym przykładem może być historia Dzieci Izraela przez setki lat stabilnymi "fenotypicznie", dziś jednak, po doświadczeniu Holokaustu jakże innymi z nieoszacowaną stratą dla bezpośrednich i pośrednich sprawców tej nieprzewidywalne gwałtownej i skutecznej praktycznie ewolucji adaptacyjnej.
Dla mniej zorientowanych w temacie przywołuję linki do archiwalnych treści prezentujących istotę zamiarów euroatlantyckich elit politycznych, linki jednoznacznie uzasadniające postawienie znaku zapytania nad stanem ich umysłów i zdolności przywódczych:
...i słusznie, bowiem homo sapiens (sapiens) to nie koń ani pies, a już na pewno nie w rozważaniach o odmiennościach kulturowych zawartych jeśli już, to w uogólnionej tożsamości w parze z świadomością społeczna, nie potocznym rozumieniu pojęcia rasy.
Tożsamością w sposób oczywisty odmienną już pomiędzy Bawarczykiem a Bretończykiem, Czechem i Słowakiem, Grekiem i Brytyjczykiem nie wspominając o Nigeryjczyku i Francuzie, Turku i Szwedzie, Libijczyku i Szwajcarze, ale "rasowo" precyzyjnie rozróżnionymi od świata zwierzęcego jednoznacznymi dla nich wszystkich pojęciami matki, ojca, rodziny, wspólnoty narodowej w końcu opisanej granicami państwa (...) w żadnym razie w prapoczątkach nie definiowanych prawem i konstytucją, a świadomością tożsamości wspólnotowej właśnie.
Tożsamością w sposób oczywisty odmienną już pomiędzy Bawarczykiem a Bretończykiem, Czechem i Słowakiem, Grekiem i Brytyjczykiem nie wspominając o Nigeryjczyku i Francuzie, Turku i Szwedzie, Libijczyku i Szwajcarze, ale "rasowo" precyzyjnie rozróżnionymi od świata zwierzęcego jednoznacznymi dla nich wszystkich pojęciami matki, ojca, rodziny, wspólnoty narodowej w końcu opisanej granicami państwa (...) w żadnym razie w prapoczątkach nie definiowanych prawem i konstytucją, a świadomością tożsamości wspólnotowej właśnie.
Co czyni zdecydowanie chybionymi, jeśli nie wręcz niebezpiecznymi wszelkie manipulacje w tej materii w przekonaniu nadprzyrodzonych możliwości woli politycznej (z pominięciem nie do końca chwalebnych źródeł intencyjnych tej woli i jakości intelektualnej jej egzekutorów) nad tożsamościowym "zapisem genetycznym", czego znakomitym przykładem może być historia Dzieci Izraela przez setki lat stabilnymi "fenotypicznie", dziś jednak, po doświadczeniu Holokaustu jakże innymi z nieoszacowaną stratą dla bezpośrednich i pośrednich sprawców tej nieprzewidywalne gwałtownej i skutecznej praktycznie ewolucji adaptacyjnej.
Dla mniej zorientowanych w temacie przywołuję linki do archiwalnych treści prezentujących istotę zamiarów euroatlantyckich elit politycznych, linki jednoznacznie uzasadniające postawienie znaku zapytania nad stanem ich umysłów i zdolności przywódczych:
źródło: "Fronda pl" wrzesień 2012 rok
źródło: "Gazeta pl"
Co po raz kolejny pozwala zaprezentować nieprzemijającą wartość starego nad "nowym" w konfucjańskiej zasadzie odpowiednich (dobrych) nazw, bowiem szlachetność i społeczna użyteczność humanizacji sytuacji instytucjonalno prawnej inaczej sprawnej seksualnie wspólnoty jest ze wszech miar godna XXI wieku i obywatelskiego uznania, jednak na pewno nie poprzez pojecie "małżeństwa", a tylko (i aż) "związku partnerskiego".
Proste ?
Jak przysłowiowy drut, ale widać nie dla tych, którzy współcześnie mylą cyrk i kabaret z parlamentem i sprawowaniem rządów śniąc nieprzerwanie o politycznej karierze na miarę Jasia Fasoli albo Madonny z domu Ciccone.
Co po raz kolejny pozwala zaprezentować nieprzemijającą wartość starego nad "nowym" w konfucjańskiej zasadzie odpowiednich (dobrych) nazw, bowiem szlachetność i społeczna użyteczność humanizacji sytuacji instytucjonalno prawnej inaczej sprawnej seksualnie wspólnoty jest ze wszech miar godna XXI wieku i obywatelskiego uznania, jednak na pewno nie poprzez pojecie "małżeństwa", a tylko (i aż) "związku partnerskiego".
Proste ?
Jak przysłowiowy drut, ale widać nie dla tych, którzy współcześnie mylą cyrk i kabaret z parlamentem i sprawowaniem rządów śniąc nieprzerwanie o politycznej karierze na miarę Jasia Fasoli albo Madonny z domu Ciccone.