Demokracja przecież ma wyraźnie opisane granice wolności, gdyby tak bowiem nie było, to nie mogła by ona istnieć przepoczwarzając się bez nich w najlepszym razie w jakąś rozpasaną anarchię jak to ma już dziś w zauważalnym stopniu miejsce, a czego przykładem jest i sprawa „Pussy Riot” i „WikiLeaks”, a i zbrodnia syryjskiego ludobójstwa też, nie wspominając o nieustających próbach sakralizacji homoseksualizmu.
I nie będę tu znowu pisał o tym, czym jest wolność, wolność słowa i cała reszta zawarta w pojęciu obywatelskości chodzącej w nierozłącznej parze z demokracją, bowiem według mnie blog to sprawa osobista i nie powinien on w żadnym razie uzurpować sobie prawa do równorzędności z akademicką katedrą i publicznie wyrażanymi opiniami elit politycznych wspólnoty.
Pozwolę sobie tylko na uogólnioną refleksję natury kulturoznawczej:
Prawdopodobnie nastał czas zmierzchu kultury potocznie
zwanej „euroatlantycką” która chyba pierwszy raz w historii cywilizacji świata nie poległa ulegając zewnętrznej agresji barbarzyńców, a niejako na ich oczach popełniła samobójstwo.
Samobójstwo tym bardziej godne pogardy, popełnione bowiem nie z powodów (przesłanek) natury wyższej a tylko dlatego, że można je popełnić.
I obym się mylił.
Samobójstwo tym bardziej godne pogardy, popełnione bowiem nie z powodów (przesłanek) natury wyższej a tylko dlatego, że można je popełnić.
I obym się mylił.