środa, 13 lutego 2013

O względności wszystkiego:

"...Trybunał wysłucha odpowiedzi stron na kilka pytań, z których jedno dotyczyć będzie kwalifikacji prawnej Katynia. Brzmi ono: Czy masowy mord na polskich jeńcach można scharakteryzować jako zbrodnię wojenną?.."

źródło: "Gazeta pl"

No własnie, bowiem formalnie w tamtym czasie Polska w interesie Francji i Anglii nie znajdowała się w stanie wojny z Rosją, nie podjęła nawet jakichkolwiek (możliwych tam i wtedy) działań militarnych w obliczu niczego innego, jak tylko konsumpcji poprawnego w świetle ówczesnego prawa międzynarodowego paktu Ribbentrop-Mołotow - taka ciekawostka historyczna, o której przy kontuarach barów nie raz i nie dwa dywagowano, o czym może zaświadczać choćby pobrany z Internetu cytat zatytułowany

"...dookoła 17-tego i tamtego..."

pisany nie tyle wprost w kontekście zbrodni katyńskiej, co teorii "wbitego w plecy noża", ale i tak treścią stosowny w tej sytuacji:

…a przecież akurat wydarzenia 17 września są wręcz podręcznikowym przykładem dyplomatycznej poprawności Stalina…

…czekał 17 dni obserwując przebieg kampanii licząc się z różnymi możliwościami mogącymi zmienić jej przebieg o których nie piszę, bo nie nastąpiły, choć mogły, a jeśli już jakieś były, to takie, które mogły go tylko utwierdzić w racji…

…w końcu wkroczył, nie powstrzymywany oporem, bądź co bądź, w przybliżeniu kilkuset tysięcy żołnierzy, którzy znajdowali się w tej części Polski, stojąc z bronią u nogi sparaliżowani brakiem formalnego i publicznego ogłoszenia stanu wojny przez polskie władze dopełnionego brakiem rozkazu naczelnego wodza, co w tej sytuacji wojsko ma robić, poza kuriozalną wytyczną, że, jeśli może, to niech daje dyla na Węgry i do Rumunii*…

…daruję sobie w tym miejscu eksponowanie akademickich dywagacji historycznych wskazujących właśnie na te okoliczności jako praprzyczynę zbrodni katyńskiej, nie o to bowiem w tym wpisie chodzi…

…chodzi o mój stosunek do twierdzenia o nożu w plecach, co moim zdaniem jest nadinterpretacją po fakcie okoliczności mogących pomóc ukryć fakt zbrodni popełnionej z premedytacją na Narodzie przez politycznych żigolaków** z „Adrii” będących bez wątpienia ojcem i matką współcześnie nam miłościwie panujących…

…no bo co, gdyby nie to, to byśmy wygrali ?..

…ja tam jestem prosty człowiek i czarne dla mnie, to czarne, fakt to fakt, a jego interpretacja to już zupełnie inna kategoria, z natury swojej subiektywna, zawsze stosowna, a już na pewno w sytuacji wymuszonej …

* wołający o pomstę do nieba, a skrzętnie ukrywany przez piszących polską historię od nowa, fakt ubezwłasnowolnienia władz cywilnych i wojskowych przez ambasadora Noela (to oczywiście nic nie znaczy, że jako pełnomocnik Petaina uczestniczył w rokowaniach w sprawie zawieszenia broni z Niemcami w 1940 roku) w zasadzie już od pierwszych godzin września i doprowadzenie w końcu do ich internowania w Rumunii 18 września (!), czyli w dzień po wkroczeniu Rosjan do Polski wydaje się być dosłownie zbrodniczy, bowiem realizacja ustaleń paktu Ribbentrop – Mołotow, jak byśmy jej nie postrzegali, była w końcu umową zawartą przez naszych oczywistych w tamtym czasie przeciwników, a skrytobójczy, do tego nie mający precedensu w historii Europy (?), cios został zadany przez koalicjanta i – co warte podkreślenia – bez słowa sprzeciwu pozostałych, czyli Anglii…

** dla Hitlera i Stalina Polska, jak i pozostałe państwa tego regionu, nie miały żadnego znaczenia. Śmiertelne zwarcie dwóch politycznych Tytanów było nieuchronne, o czym i oni wiedzieli, jak też wiedziano o tym i w Paryżu i Londynie, z tym że dla tych ostatnich Czechy, Polska i cała reszta była politycznym ścierwem rzuconym świadomie na pożarcie w imię dobrze pojętej racji stanu Anglii i Francji…

…ale czy to ja powinienem takie rzeczy wypisywać, a nie przypadkiem historyczne towarzystwo wzajemnej adoracji UJ ?…

…no tak, stawianie pod ścianą Francji, czy też Anglii nie jest wpisane w naszą, polityczną tradycję, bowiem, jak każdy prawdziwy Polak wie, wszystkiemu winna jest Rosja…

…pan ambasador Noël nie był ,broń Boże, kolaborantem, człowiekiem złym, lub głupim, przeciwnie, to wzór kompetentnego urzędnika Republiki docenianego przez kolejnych prezydentów i rządy aż po rok 1965… 
(źródło: "Master Lu blog" wpis z września 2009 roku - available only to members)

A że tej historii może nie znają lub nie chcą znać nad Wisłą i w Strasburgu, to na pewno nie ambaras Moskwy, która przecież już - jak by nie było - raz publicznie uznała to zdarzenie za zbrodnię stalinowską, co - z całym szacunkiem dla potomnych ofiar - zdroworozsądkowo powinno zamknąć dawno ostatecznie sprawę, a na pewno na poziomie wzajemnych relacji pomiędzy państwami, tym bardziej, że to, co jeszcze mogło by się zdarzyć - powiedzmy - 10 lat temu, dziś jest politycznie mało prawdopodobne, jeśli nie wręcz niemożliwe.

Tak sądzę, choć może się mylę.

I tylko przez przyjęcie do wiadomości obowiązującej dziś powszechnie w kręgu euroatlantyckiej cywilizacji względności wszystkiego: matki i ojca, rodziny, wspólnoty narodowej, w końcu nawet dobra i zła nie wypominam już nikomu "wczorajszego" mordu popełnionego na ~50 tysiącach Libijczyków przez wojska NATO i systematycznego zabijania niewinnych przez amerykańskie drony w Afganistanie dzień po dniu...

źródło: "The Wall Street Journal"

...nie wypominam, bo i komu w czasach, kiedy to nawet sam Pan Bóg - kimkolwiek On jest - nie może już ufać swoim namiestnikom.