środa, 19 września 2012

Spór o karykatury Mahometa narasta:

„…Toute critique de l'islam est…”

źródło (do tekstu): "AFP via Google" "Le Point" (korekta nieaktywnego linku 7 stycznia 2015 w dniu zamachu na redakcję "Charlie Hebdo")

Różnica między krytyką, a karykaturą (satyrą) jest mniej więcej taka, jak różnica pomiędzy panem generałem Charlesem André Joseph Marie de Gaulle, a Barack Husseinem Obamą II: to dwa różne, nieporównywalne światy.

I między bajki można włożyć przeświadczenie, że nowe pokolenie przywódców światowego jihadu wykształcone na euroatlantyckich, elitarnych uczelniach tego nie wie.

Doskonale wie, pogrywa tylko sobie ordynarnie z całą premedytacją „w durnia” korzystając z nadarzającej się, historycznej okazji swoistego „niżu intelektualnego” politycznych elit Europy i Stanów Zjednoczonych Ameryki, „niżu” wpisanego „tłustym drukiem” w nową, post bin Ladenowską strategię nie tyle świętej wojny z cywilizacją umownego zachodu, co w plan rekonstrukcji islamskiego imperium, który – nie bezzasadnie – narodził się, jak twierdzą co poniektórzy poeci barowi, w rojeniach arabskich sybarytów znad Zatoki Perskiej i Morza Czerwonego.

źródło: "Wikipedia"

Plan - jak wszystko, co błyskotliwe – prosty i rozwiązujący trapiącą tą społeczność od wieków istotną państwowo twórczo przypadłość, ale już w chwili powstania naznaczony jednym, za to kardynalnym błędem natury cywilizacyjnej, kulturowej: znam bowiem wielu znakomitych poetów arabskich, matematyków, geografów, kartografów i wodzów, nie znam jednak nikogo godnego miana dziedzica nauk mistrza Machiavellego lub choćby pilnego ucznia Nicola.

I dziękować za to Panu Bogu – kimkolwiek On jest - a cała reszta, to już temat na inne opowiadanie, które może napiszę, jak starczy sił i środków.