Jedną z fundamentalnych zasad ustroju demokratycznego jest odmierzony z zegarmistrzowską wręcz precyzją podział ról, kompetencji i wzajemnych pomiędzy nimi relacji poza jednym wyjątkiem:
źródło: "wPolityce pl"
Stanem nadzwyczajnym w czasach pokoju będącym wyłącznie stanem klęski żywiołowej w żadnym razie nie tożsamym z kataklizmem systemowym, czyli innymi słowy, w ujęciu potocznym zwanym „złymi rządami”.
Dlatego wszędzie tam, gdzie w wspólnotach narodowych uchodzących za demokratyczne żywa jest tradycja, praktykowane na co dzień, wywiedzione z niej doświadczenie, a rozum przez rządzonych używany jest nie tylko od święta, wszędzie tam żadna organizacja pozarządowa nie podejmie się nigdy i za żadne skarby „naprawy Rzeczypospolitej” świadoma w każdym przypadku swojej klęski.
I to w żadnym razie usprawiedliwionej pozytywnymi skutkami „całopalnej ofiary”, co by może i miało jakiś sens, bo nie o to chodzi wszystkim zainteresowanym, a tylko o to, by w takich sytuacjach, jak ta posłużyć się „kozłem ofiarnym” w zamiarze wykazania normalności stanu nienormalnego z okazjonalną – na zasadzie bonusu - kompromitacją autorytetu potencjalnego źródła zagrożenia politycznego, co o tyle jest warte odnotowania, że pewnie i sam bym to zrobił będąc dziś PM Dycholandu z ambicjami na zostanie może jeszcze nie dziadkiem, ale tatusiem narodu to już tak.