źródło: "The Washington Post"
Czy to takie śliczne, że o moim losie, losie moich bliskich, sąsiadów i współobywateli może i powinien decydować – z całym szacunkiem – jakiś rząd Albanii albo Zambii, a choćby i cała wspólnota międzynarodowa od „A” do „Z”?
O tym, co mam czytać, oglądać, pisać i w końcu myśleć, jakiś islamski
źródło: "epa via Google News"
Mam słuchać i wierzyć bezkrytycznie jakiemuś opozycjoniście syryjskiemu wyciągniętemu spod paryskiej kanapy za uszy przez politycznych macherów znad Potomac River, Tamizy i Sekwany ?
A jeśli nawet, to tylko po to, by za dzień, dwa lub tydzień przeczytać skończenie poprawną interpretację zdarzeń minionych i nieodwracalnych bez kolejnego rozlewu krwi winnych i niewinnych napisaną przez pana Andrew C. McCarthy, albo kogoś innego, równie kompetentnego i bystrego po czasie ?
To przecież nic innego, jakbym czytał wciąż od nowa, dzień po dniu przez 365 dni w roku swój własny nekrolog, co w żadnym razie nie jest zabawne, sensowne i praktyczne, dlatego – nie mając innego wyboru – pozostanę przy swoim:
To nie mnie "Świat" będzie oceniał i mówił, co dobre, co złe, co poprawne, co nie, a ja "Świat" w oczywisty sposób wręcz proszący się o to.
I choćby tylko po to, by na Sądzie Ostatecznym wcisnąć „Enter” na dowód, że na swój sposób nie zmarnowałem boskiego Daru Życia.