źrodło: "Master Lu Wordpress blog"
„To jak zawsze nie jest do końca tak, jak piszą i mówią Kwiatuszku.
Nie w złej intencji ale zgodnie z upragnioną i poszukiwaną – szczególnie w Internecie – przez Was prawdą, tą przez duże „P”, wypada i należy napisać, że coś takiego jak państwo palestyńskie w żadnej formie nigdy nie istniało.
Na tym terytorium zwanym Kanaan około tysiąc lat przed naszą erą powstało utworzone przez kilka żydowskich plemion królestwo które jako takie przetrwało gdzieś do setnego roku naszej ery kiedy to za złe sprawowanie Rzymianie rozpędzili Żydów na wszystkie strony świata.
Od tej pory po lata dwudzieste XX wieku czyli mniej więcej przez prawie dwa tysiące lat nie istniało tam nic co można by nazwać państwem, nic, co można by nazwać tworem państwowo podobnym, plemiennym choćby. Ot, rubieże a to tego, a to tamtego stanowiące schronienie nomadów, pasterzy kóz, rolników…
Zdobyte przez Anglików podczas wojny z Osmanami zostało przez nich nazwane Palestyną właśnie. Nie wiem czy było tam wtedy tylu Żydów by można było odprawić kadisz, ale nawet jeśli tylu ich było, to tyle co nic.
Jak już Anglicy zdobyli, co było do zdobycia to sobie przypomnieli, że tu kiedyś Żydzi mieli królestwo i wielka radość zapanowała przy Whitehall.
„Żydzi won do Palestyny !”
A że hasło to w dyplomatycznym fraku współbrzmiało z niedawno co powstałym ruchem syjonistycznym machina ruszyła, z tym, że jak nawet najbardziej zagorzały antysemita wie, Żydzi to nie idioci, w przeciwieństwie do większości innych nacji i wiedzą, że za darmo to tylko w mordę biją dlatego Izrael tworzyć zaczęli po swojemu, czyli legalnym aktem notarialnym kupna z potwierdzeniem zapisem w księgach wieczystych.
I tak działka do działki, górka do górki, łączka do łączki, powstawał rzetelny fundament przyszłego Izraela. Arabska społeczność Damaszku, Bejrutu i okolic pokładała się ze śmiechu, zacierając przy tym rączki (….).
Gdzieś nam w tym wywodzie ludziska zwane dziś Palestyńczykami zawieruszyli się niechcący. Są, a jakże, pasą kozy i uprawiają rachityczne oliwki będąc najemną siłą roboczą, lub dzierżawcami ziemi właścicieli mieszkających w Libanie, Syrii, Egipcie (…..).
źródło"990 px pl" (dodane do tekstu przez T.L.) PALESTYNA, Deir al-Balah, maj 2009: Tegoroczne żniwa w obozie dla uchodźców Deir al-Balah. AFP PHOTO/SAID KHATIB
Dolary mają to do siebie, że z czasem znikają a ziemia zostaje przy nowym właścicielu posiadając ten feler dla poprzedniego, że drugi raz nie można jej sprzedać.
Zroszona potem i pieszczona wiedzą rozkwita. Tak i było tym razem. Powstawały kibuce, szkoły, drogi, wodociągi, pomarańczowe sady i inne uprawy zamieniając pół pustynny krajobraz w rajskie ogrody, a że nic tak nie kształtuje świadomości narodowej jak dostatek sąsiada z naprzeciwka który jest do tego innego pochodzenia i wyznania, to i tym razem narodził nam się w mig nowy naród: Palestyńczycy – co można przetłumaczyć na “ludzi bez ziemi z pretensjami do cudzej” (…).
źródło"990 px pl" (dodane do tekstu przez T.L.) IZRAEL, Kibuc Mevo Khoron, maj 2009: Z narzędzi do pracy przy zbiorach używane są wyłącznie sierpy. AFP PHOTO/MENAHEM KAHANA
Pasowali do siebie z Żydami jak garbaty do ściany. Też chcieli wodociągów, sadów i ogrodów, z tym, że chcieli również by Żydzi im to dali, zbudowali (….).
Z czasem może by to się jakoś poukładało gdyby nie dwie zmienne, nieprzewidywalne:
Pierwsza to Holokaust, druga, to uświadomienie sobie przez Arabów wagi popełnionego błędu i wykiwania ich przez Anglików.
Pierwsza uczyniła z Żydów pierwszorzędnych żołnierzy, druga z Palestyńczyków terrorystów choć dalej będę się upierał przy swoim, że Palestyńczyk to zawód a nie narodowość, nie mają bowiem odniesień do niczego co stanowi o państwie, narodzie, za to utożsamiają się z dotowanymi firmami „Al-Fatah” lub „Hamas”, które są dla nich całym światem.
Jak widzisz problem Palestyny istniał w świadomości międzynarodowej nie od dziś, jakiejś tandetnej prowokacji medialnie zwanej humanitarną, istniał od jej zarania, bowiem to międzynarodówka mocarstwowa była jej ojcem i matką, a nie europejscy, czy też amerykańscy Żydzi.
Zainteresowani świadomi byli skutków konfrontacji narodu istniejącego kilka tysięcy lat, uposażonego w zabójczy arsenał intelektualny dopełniony potęgą finansową z luźnym związkiem terytorialnym klanów rodzinnych, hodowców kóz i zbieraczy owoców zdziczałych plantacji oliwek, ale nic ich to nie obchodziło (….)..
Ważne, że pozbyli się Żydów z Europy, może wtedy jeszcze nie do końca (….).
Przyjmij proszę ten punkt widzenia za fundament swoich wyborów i ocen dotyczących Strefy Gazy, Palestyny, Izraela i całej reszty regionu nie zaraz jako swój, a jako jeden z nielicznych, możliwy (…..).
Nie staniesz się przez to zaraz filosemitą, może tylko ciut mniejszym antysemitą za co pewną rekompensatą będzie świadomość umiejętności samodzielnego myślenia co zazwyczaj poprawia komfort życia poprzez zadowolenie z niego z pewnymi wyjątkami, ale ten test nie jest równoznaczny wyrokowi śmierci i jeśli się okaże, że go nie zaliczyłaś to dla odreagowania pójdziesz i zagłosujesz.”
*******
Wpis “…najkrótsza historia Izraela I Palestyny…” powstał
niejako na marginesie wydarzeń związanych z prowokacją polityczną, jaką było
zdarzenie z 2010 roku zorganizowane pod patronatem premiera Turcji, Recep
Tayyip Erdoğana zwane „Gaza flotylla
raid”.
Tu czuję się zobowiązany wyjaśnić, że intencją autora (Lu) nie było totalne zakwestionowanie problemu a tylko przywrócenie jego właściwych proporcji dalekich od obowiązującego w światowych mediach skrótu „izraelskiej okupacji”, takiej bowiem faktycznie nigdy w tym konflikcie nie było (moim zdaniem), i to nawet wbrew pozorom.
Sądzę, że najprościej i w miarę poprawnie można wzajemnie relacje Żydów i Palestyńczyków opisać konfliktem nowego właściciela wielorodzinnego budynku z jego starymi lokatorami którzy zazwyczaj nie są skłonni przyjąć do wiadomości formalnie poprawnego i oczywistego aktu kupna – sprzedaży posesji, nie wspominając o nowych regułach wzajemnych relacji jakie próbuje ustanowić nabywca co oczywiście w wymiarze państwa z natury bywa fascynująco spektakularne dla postronnego obserwatora – nic więcej w umownie narracyjnym skrócie z pominięciem politycznych kontekstów oczywistych w tego rodzaju sytuacjach.