Te kilkanaście miesięcy wspierania przez euroatlantyckich oszołomów politycznych wszelkiej maści „psów wojny” zrobiło już swoje i dziś po prawdzie nie widać nikogo, kto w optymalnym czasie jest w stanie skutecznie założyć im kagańce na pyski i zagonić z powrotem do klatek - nikogo, poza może tylko...
Basharem al-Assadem, jego zapleczem wyznaniowym, społecznym i partią BASS, co wcale nie jest jakimś głupim żartem, tylko ślicznym przykładem teoretycznej syntezy sytuacyjnej z rodowodem Stowarzyszenia Miłośników Poezji Barowej.
Za to można palcem wskazać zainteresowanych podtrzymywaniem stanu faktycznego w umowną „nieskończoność”, bowiem tylko dubeltowy ignorant może sądzić, że hipotetyczne ustąpienie prezydenta Bashara al-Assada zakończy konflikt, Syria bowiem to nie Libia – wystarczy spojrzeć na mapę.