© by T.L. |
Dziś mamy 2013, choć czytając medialne odcinki "Edward Snowden Story" można faktycznie odnieść wrażenie, że to czasy panowania nad światem naszych praprzodków - bez obrazy - "Neandertalczyków", co ma bowiem to nieszczęsne oprogramowanie "PRISM" z encyklopedyczną definicją pojęcia "orwellowski" lub "Wielkim Bratem" ?
Nic. "PRISM" nie jest ani jednym, ani drugim nie czyniąc też przy tym nikomu w żaden sposób jakiejkolwiek krzywdy posądzając bezpodstawnie kogokolwiek o cokolwiek byle oskarżyć.
To dość proste z istoty w swoich prapoczątkach oprogramowanie z rodowodem datowanym okolicami 1970 roku, działające w uproszczeniu na podobieństwo każdej, internetowej wyszukiwarki uzupełnione ściśle zdefiniowanymi procedurami w wypadku reakcji na wykryty przez maszynę (w żadnym razie nie człowieka) keyword "bomba", "zabić prezydenta", "wysadzić" i tak dalej, i temu podobnymi, skąd jeszcze daleka droga do pełnej, systematycznej kontroli IP źródła uznanego za potencjalne zagrożenie i czytania tym razem już przez analityka każdego maila, podglądania video rozmów i całej reszty, i to raczej już nie analityka zatrudnionego przez prywatną firmę, a etatowego pracownika służb federalnych.
Tyle wiele obiecująca teoria. W praktyce nadspodziewanie szybko "PRISM" utracił priorytet narzędzia operacyjnego (...), stajać się w praktyce jednym z wielu elementów systemu prewencji (wczesnego rozpoznania) o tyle dość kłopotliwym w użyciu, że wraz z rozrostem Internetu wymagającym coraz większych mocy obliczeniowych, przez co znakomicie nadającym się do pozbycia się go przez instytucje państwowe w outsourcingu za stosunkowo niedużą sumę w relacji do filtrowanego współcześnie ogromu danych...
...filtrowania praktycznie mało efektywnego w odniesieniu do takich choćby organizacji, jak al-Qeada, czy jej podobnych (...), choć z powodów formalnych, zawartych w obowiązkach państwa (...) zasadnie kontynuowanego, nie naruszającego przy tym ponad funkcjonującą w przestrzeni cywilizacyjnej normę wyznaczoną poziomem osiągnięć technologicznych współczesności czyjejkolwiek prywatności nie wspominając o wolności...
...a jeśli ktoś tak sądzi, to równie dobrze za takie narzędzie należało by też uznać każdą maszynę współcześnie sortująca fizyczne przesyłki pocztowe, która potrafi bezbłędnie rejestrować i kojarzyć w pary i grupy kto do kogo pisze i co wysyła (kartki, listy, paczki, przekazy pieniężne...).
Co nie zmienia w żaden sposób zasadności nazwania Snowdena zdrajcą...
...zdrajcą podwójnie godnym pogardy, bowiem zdradził nie inaczej, jak dla sławy i uznania, jakim cieszy się twórca "WikiLeaks"...
...podążając jego śladem w pewności nagrody może nie zaraz w postaci wystąpienia na sesji ogólnej Narodów Zjednoczonych, ale zmiany swojego statusu to i owszem:
Przestał być anonimowy trafiając na pierwsze strony medialnych przekazów na równi z Paris Hilton, Madonną, Justin Biberem, Hillary Clinton i Shreckiem...
...a czy pozostanie tam równie długo, jak Assange ?
Wątpię, bowiem w kolejce ustawiają się już następni...
...piszę w dopełnieniu irracjonalnym przekonaniem, że wśród nich nie ma Rosjan, a już na pewno Chińczyków.
Tak sądzę w swojej barowo poetyckiej arogancji.
Coś pominąłem ?
Jeśli tak, to tylko to, że nie wystarczy samo czytanie Orwella, ale należny jeszcze rozumieć co on napisał, by z czasem nie okazało się, jak to miało miejsce z "Animal Farm", że "Napoleon" to równie dobrze Bernard Madoff, albo... Mark Zuckerberg, a "Folwark..." to współcześnie Stany Zjednoczone Ameryki, Francja, Grecja albo Cypr...
...jak ktoś nie daje temu wiary, to niech zapyta mieszkającego tam "Boksera", albo - jeszcze lepiej - jakiegoś "Benjamina", którego jeszcze tu i ówdzie można spotkać, choć to gatunek już na wymarciu, bo nie objęty żadnym programem ochrony z oczywistych powodów.
(linked to "Why the NSA whistleblower fled to Hong Kong" ? - ktoś pyta...)