Gdzie najłatwiejszą jest odpowiedz na pytanie, czy Bractwo Muzułmańskie zasypie Kanał Sueski, która brzmi:
Nie, nie zasypie, bowiem to dla nich dar od Boga, narzędzie zdecydowanie prostsze technologicznie od dronów, ale o wiele skuteczniejsze.
A co z egipską armią i jej oficerskim establishmentem? - zapyta co bystrzejszy.
To samo, co w Turcji pod rządami miłośnika poezji Recep Tayyip Erdoğana według sprawdzonej już tam w praktyce recepty:
„Zapomnijcie o Kemalu Atatürku, a krzywda wam się nie stanie”, co jest raczej niestosownym i niesprawiedliwym uproszczeniem, bowiem w istocie nie o to chodzi, by o nim do końca zapomnieć, co o to, by pogodzić ogień z wodą, czyli odrobinę zeświecczyć radykalny Islam i ureligijnić świeckie państwo w imię idei regionalnej mocarstwowości Turcji.
I powiem, że gdybym był Turkiem, nie trzeba by było mnie do tego specjalnie namawiać, nie należy i nie można bowiem odmawiać Islamowi znaczących walorów społecznych, które w parze z aparatem współczesnego, świeckiego państwa bez wątpienia jest polityczną ofertą ponad przeciętnie atrakcyjną, uposażoną do tego nie w teoretyczny, a zdecydowanie faktyczny potencjał państwowotwórczy przy którym oferta współczesnej demokracji modelu euroatlantyckiego wygląda jak amerykańska gipsościanka w konfrontacji z rzetelnym, kamiennym albo i ceglanym murem.
Wracając na ziemię trudno jest akurat jednoznacznie orzec, na ile w interesie Turcji w dłuższej perspektywie czasu leży destabilizacja Syrii, która pod rządami partii BASS wbrew potocznej opinii jest bardziej przewidywalna politycznie, niż USA i jej europejscy partnerzy razem wzięci.
Z drugiej strony kogo tak naprawdę interesują dzisiaj Stany Zjednoczone ?
Na pewno nielegalnych emigrantów z Meksyku i garstkę miłośników futbolu amerykańskiego rozsianych po świecie plus fani Gagi i może jeszcze tych, czy owych, o których nie warto nawet wspominać przez szacunek dla minionych pokoleń i wzgląd na pomyślność przyszłych.
(pobrane z Google+ T.L. page)