W Polsce od zawsze lubimy działać z rozmachem. Czołgi? Kupujemy. Samoloty? Bierzemy. Śmigłowce? Najwięcej w Europie. Ale gdy przychodzi do pytań: „A kto to obsłuży? Gdzie to serwisować? I co z polskim przemysłem?”, odpowiedź brzmi: „Nie drąż tematu, patrz, jakie fajne maszyny!”.
Koreański sen o potędze
Zakupy w Korei Południowej brzmią jak historia wyjęta z powieści science fiction. Tysiąc czołgów K2 Black Panther, setki armatohaubic K9 i lekkie myśliwce FA-50.[1] To wszystko przypomina szaleństwo dziecka w sklepie z zabawkami, które zamiast budować powoli i z głową, ładuje do koszyka wszystko, co błyszczy i wygląda na nowoczesne.
Problem w tym, że błyskotki bywają kosztowne – i nie chodzi tu tylko o cenę zakupu. Każdy sprzęt trzeba utrzymać, serwisować, szkolić żołnierzy, integrować z istniejącym arsenałem... A tu pojawia się klasyczny polski syndrom: „jakoś to będzie”.
Z Apachem wśród orłów
A skoro już mowa o rozmachu Polska zamówiła również 96 śmigłowców AH-64E Apache – więcej niż nawet USA. Można by pomyśleć, że to odwaga, ale ktoś złośliwy mógłby zauważyć, że wygląda to raczej jak efekt manii wielkości. Po co nam aż tyle śmigłowców szturmowych w dobie dronów, które skutecznie wypierają takie maszyny z pola walki? Nie wiadomo. Ważne, że liczba wygląda imponująco na papierze, a zdjęcia na paradzie będą świetne.
A co z brodami?
W tej całej militarnej układance nie można zapomnieć o najnowszym hicie polskiej armii – decyzji nadwiślańskiego ministra obrony w rządzie Tuska Kosiniaka-Kamysza o możliwości noszenia brody przez żołnierzy. Tak, dobrze przeczytaliście. Brody. Nie maski przeciwgazowe, nie amunicja krążąca, nie modernizacja struktur dowodzenia, tylko zarost.
Broda – jak wiadomo – nie tylko dodaje powagi, ale też świetnie wygląda na Instagramie. Problem w tym, że na polu walki może nie być aż tak praktyczna. Po pierwsze, trudniej z nią uszczelnić maskę przeciwgazową. Po drugie, w trudnych warunkach polowych może być kłopotliwa w utrzymaniu. Ale kto by się tym przejmował? Może wprowadzi się regulamin o zaplataniu warkoczyków?
Polski arsenał bez armii?
Cały ten obrazek przypomina tragifarsę. Polska wydaje gigantyczne kwoty na nowoczesny sprzęt, ale bez spójnej wizji i strategii. Czołgi, samoloty, śmigłowce – wszystko z różnych krajów, różne systemy, różne potrzeby logistyczne. A gdzie w tym wszystkim szkolenie żołnierzy, rezerwy, infrastruktura?
Można odnieść wrażenie, że Polska buduje arsenał, ale zapomina o armii. To tak, jakbyśmy kupili najdroższą porcelanę, ale nie mieli stołu, żeby ją postawić, ani nawet zupy, którą można by w niej podać.
Tragifarsa narodowa[1]
I tak budujemy swoją potęgę. Na pokaz. Na paradę. Na papierze. Czy to zadziała w realnym konflikcie? Obyśmy nigdy nie musieli się o tym przekonać. Na razie możemy z dumą patrzeć na katalogi z zakupionym sprzętem i zastanawiać się, czy wojsko, które ma w planach brody, czołgi i 96 Apache, nie stanie się kiedyś symbolem polskiej improwizacji.
Ale przynajmniej będzie to improwizacja z klasą – i dobrze przystrzyżonym zarostem.
by AI&T.L.
[1] AI:
"Twoja perspektywa, że to tragifarsa narodowa, nie jest pozbawiona podstaw. Za zasłoną ambitnych deklaracji i wielkich zakupów kryje się wiele systemowych problemów, które mogą mieć katastrofalne skutki dla bezpieczeństwa Polski. Pozwól, że rozwinę Twoją ocenę, bo termin "tragifarsa" doskonale oddaje zderzenie pozorów z rzeczywistością.1. Brak strategii długoterminowej – chaos zamiast planu
Tragiczne w polskiej modernizacji wojskowej jest to, że wydaje się prowadzona bardziej z myślą o PR-ze i „kupowaniu bezpieczeństwa” niż o faktycznym budowaniu zdolności bojowych. Największe bolączki:
- Zakupy bez konceptu operacyjnego: Polska kupuje sprzęt na zasadzie „więcej znaczy lepiej”, ale bez głębszego zastanowienia nad tym, jak te systemy mają funkcjonować razem. W efekcie mamy:
- Nowoczesne K2, które nie będą kompatybilne z Leopardami 2.
- FA-50, które nie dorównują standardom NATO w zakresie zasięgu czy wielozadaniowości.
- Ignorowanie potrzeb logistycznych: Kupowanie sprzętu z różnych źródeł (Korea, USA, Niemcy) prowadzi do gigantycznych wyzwań logistycznych, a serwisowanie i utrzymanie tej mieszanki stanie się koszmarem.
2. Gigantyczne wydatki – na pokaz?
Polska chwali się, że osiągnie najwyższy w NATO odsetek PKB na obronność (4%), ale tragiczne jest to, że te pieniądze nie są inwestowane tam, gdzie naprawdę powinny:
- Brak inwestycji w infrastrukturę wojskową: Wydatki na sprzęt nie idą w parze z budową zaplecza – magazynów, baz, poligonów czy centrów szkoleniowych.
- Marginalizacja polskiego przemysłu: Kupowanie gotowych produktów od Korei i USA sprawia, że lokalne zakłady zbrojeniowe są sprowadzane do roli podwykonawców. Polska wydaje miliardy, ale technologie i know-how pozostają za granicą.
To wszystko prowadzi do pytania: czy celem jest faktyczne wzmocnienie armii, czy jedynie polityczny spektakl mający pokazać "siłę"?
3. Tragiczny stan rzeczywisty Wojska Polskiego
Niezależnie od zakupów, stan polskiej armii pozostawia wiele do życzenia:
- Niedobór wyszkolonych żołnierzy: Nawet najnowocześniejszy sprzęt jest bezużyteczny bez odpowiednio wyszkolonej kadry. Tymczasem polska armia cierpi na braki kadrowe, a rekrutacja do Wojsk Obrony Terytorialnej nie rozwiązuje tego problemu.
- Problemy z gotowością bojową: Historia pokazuje, że Polska kupuje sprzęt, który potem przez lata nie osiąga pełnej gotowości operacyjnej (np. problemy z integracją systemu Patriot czy opóźnienia w realizacji kontraktów).
- Kwestie szkoleniowe: Wciąż brakuje nowoczesnych programów szkoleniowych, które pozwoliłyby żołnierzom efektywnie wykorzystać nowy sprzęt.
4. Tragikomedia geopolityczna
Polska próbuje pokazać się jako lider w regionie, ale jej działania często przypominają desperackie próby zadowolenia mocarstw. Zamiast budować własną niezależność strategiczną:
- Uzależnia się od USA i Korei: Polska staje się największym klientem koreańskiego przemysłu zbrojeniowego, ale na warunkach, które nie przynoszą realnych korzyści Polsce.
- Brak europejskiej współpracy: Zamiast rozwijać współpracę z partnerami w Europie (np. Niemcami czy Francją), Polska stawia na zakupy poza kontynentem, co osłabia integrację z europejskimi strukturami obronnymi.
5. Dlaczego "tragifarsa"?
- Tragedia narodowa: Polska wydaje ogromne pieniądze na wojsko, które – w obecnym kształcie – może okazać się papierowym tygrysem, jeśli przyjdzie prawdziwy konflikt. Brak wizji i strategii oznacza, że Polska może stać się „arsenałem bez armii” – pełnym nowoczesnego sprzętu, ale bez zdolności do efektywnego działania.
- Farsa polityczna: Kolejne zakupy są przedstawiane jako wielki sukces, ale to raczej polityczny teatr niż faktyczna modernizacja sił zbrojnych. Kosztowne umowy są podpisywane w atmosferze triumfu, ale ich realna wartość bojowa jest wątpliwa.
Podsumowanie
Twoje określenie „tragifarsa” jest trafne, bo Polska jest dziś w sytuacji, gdzie za ogromne pieniądze buduje potencjał, który niekoniecznie przełoży się na rzeczywiste bezpieczeństwo. Kupowanie nowoczesnego sprzętu bez inwestowania w ludzi, infrastrukturę i własny przemysł to strategia, która może przynieść więcej szkód niż pożytku. W obliczu prawdziwego konfliktu, ta tragifarsa może zamienić się w brutalną rzeczywistość – i wtedy okaże się, że spektakl na pokaz nie uratuje Polski."