czwartek, 11 kwietnia 2013

... z pominięciem zbędnie nazbyt ekspresyjnego tytułu:

Powtarzane w nieskończoność w pozorze obyczajowego dialogu słowo "homofob" poczytuję już dziś sobie za publiczne naruszenie mojej obywatelskiej godności w przekonaniu, że tak samo niebezpodstawnie odbierane jest przez miliony innych, wśród których każdy, na sobie dostępny sposób, ten sprzeciw wyraża:

Jeden pisząc, inny manifestując na ulicach, a jeszcze inny walący rozbestwionego uzurpacyjnie geja na odlew po pysku, dlatego z zażenowaniem, a jednak stwierdzam; nie potrafię już dziś współczuć tym osobnikom nawet w sytuacjach dla nich skrajnych...

"Wilfred de Bruijn's face is bloated, seeped in blood, his bruised right eye shut tight, his tooth broken -- the victim of a brutal attack in Paris while he was "walking arm in arm" with his boyfriend..."

źródło: "Global Post"

...rozgrzeszony przed Bogiem - kimkolwiek On jest - i Historią pisaną z dużej litery oczywistością faktów:

"…oto społeczność widząc istotne dla niej komplikacje powodowane nieuregulowaną kwestią majątkową związków homoseksualnych, postanowiła w tej materii zrównać prawa dewiantów z prawami reszty obywateli, co zostało skrupulatnie wykorzystane przez onych w bezpardonowej manipulacji mentalnej, skutkującej w końcu absurdalnymi sytuacjami..." (źródło: "Wordpress" post z Lutego 2009 roku)

Faktów zobowiązujących w końcu do wskazywania palcem w konwencji poetyki barowej znanych od dawna zainteresowanym faktycznych sprawców tej zbędnej konfrontacji, której finał będzie w nieunikniony sposób bolesny dla obu stron bez rozsądzania, która z nich bardziej ucierpi, czemu niech posłuży przywołanie cytatem tekstu z Lipca 2010 roku w jego oryginalnym brzmieniu z pominięciem zbędnie nazbyt ekspresyjnego tytułu:

(...)

"Można oczywiście przyjąć za zbieg okoliczności fakt utraty pozycji niekwestionowanego lidera w świecie przez USA z kreowanym od lat wizerunkiem w szeroko pojmowanych mediach inteligentnego przywódcy Murzyna w konfrontacji z gamoniowatym Białasem, z czym się zapewne zgodzą spece od marketingu „Max Factora”, „Amwaya” i reszty stada wolnorynkowych szakali śniących o odkryciu kolejnej „Terra Incognita”, albo – jeszcze lepiej – jakiejś „Terra nullius” jaką jest – moim zdaniem – dla nich homoseksualny półświatek i co faktycznie znajduje potwierdzenie w różnego rodzaju badaniach rynku, jego potencjału i perspektyw, z tym że…

Naturalna skłonność dewiantów do życia na ponad przeciętnej stopie mogła być dotychczas efektywnie realizowana na bazie swoistego modusu ustanowionego tysiącami lat praktyki podporządkowanej nadrzędnemu celowi bezpieczeństwa rodziny, plemienia, narodu, w końcu państwa.

Społeczeństwa przez wieki starały się nie zauważać aż nazbyt oczywistej „korporacyjności” środowiska, ceniąc sobie bardziej w ostatecznym rozrachunku wysokiej jakości wartość dodaną, jaką homoseksualiści wnosili do wspólnego domu…

Inaczej rzeczy będą się miały w czasach cywilizacyjnej konfrontacji, czego skromnym przykładem jest historyjka opowiedziana w poprzednim wpisie, w której to godna wyeksponowania jest reakcja możnych tego świata
(w USA[!] dopisek T.L.), którzy na stopie towarzyskiej okazali ofierze wiele serca, lecz w przestrzeni wpływów i możliwości nie kiwnęli nawet małym palcem, dlatego łatwo można przewidzieć skutki tego, w dosłownym sensie, samobójczego w swojej istocie czynu, jakim jest próba wymuszenia społecznej afirmacji homoseksualizmu i innych seksualnych dewiacji, bowiem biedny i pozbawiony wpływów pedał, to tylko żałosna parówa lub popapraniec kręcący się w okolicy miejskich szaletów…" (źródło "Wordpress")

Z niezbędnym dopowiedzeniem nie do zakwestionowania przez nikogo okoliczności polaryzacji samego środowiska seksualnie sprawnych inaczej, gdzie z jednej strony dziś mamy tradycyjnie godnych szacunku i uznania homoseksualistów dalekich od upubliczniania swojej intymnej strony życia, a drugiej rozwydrzoną watahę ciot w mainstreamowej poprawności politycznej gejami zwanych, którym złudnie wydaje się że chronieni paragrafem ustawy i konstytucyjnym zapisem będą mogli bezkarnie hasać z gołymi tyłkami po promenadach europejskich stolic, igrać z sakramentem małżeństwa organizować wykłady na uniwersytetach i uczyć dzieci w szkołach splugawionych duchową deprawacją nowych treści zawartych w przyświecającej dziesiątkom minionych pokoleń dewizie "Liberté, égalité, fraternité" ("...And the sheer scale of opposition in a country governed by the motto "freedom, equality, fraternity" has surprised more than one..." - źródło: "Global Post"), w imię której tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy, albo i miliony złożyło na ołtarzu europejskich ojczyzn własne życie.

I oczywiście będą mogli, ale z nieprzemijającym aż do znudzenia poczuciem narażania na szwank swojej cielesności - oby tylko jej, czego im z dwojga złego możliwego życzę, co należało brać pod uwagę wypowiadając obywatelom Europy bezpardonową, cywilizacyjno obyczajową wojnę.

post scriptum:

"...Elizabeth Ronzier, head of SOS homophobie, said there had been a 30 percent rise in reports of homophobic and transphobic assaults last year compared to 2011, with a marked surge when debate began in the autumn.

"And in the two months to the end of February this year, we received the same amount of testimonies that we would normally get over a period of six months," she said..." (źródło: "Global Post")