źródło: "AFP via Google"
Bowiem współcześnie europejskiej przestrzeni kulturowej nie kształtują jakiekolwiek zasady, a „wolnoamerykanka gry rynkowej", w której nawet rodzinie królewskiej wydaje się być użyteczny jakiś tenisista, albo inny celebryta z pierwszych stron prasy brukowej.
To prawda, że nigdy nie udał się stworzyć człowiekowi idealnego państwa, czy też innej wspólnoty w skali godnej odnotowania, dlatego stosunkowo wcześnie w swojej historii ludzkość rozumnie zrezygnowała z tej utopijnej idei zastępując ją nadrzędną wartością mozołu dążenia ku temu celowi w pełnym przekonaniu, że będzie to nic innego, jak nie mająca końca wędrówka...
...którą nagle i niespodziewanie przerwała „prawda objawiona Wall Street” i jej okolic głosząca „urbi et orbi” dobrą nowinę nastania czasu powszechnej szczęśliwości, której symbolem stała się plastikowa karta wtykana w szparę stojących na ulicach bankomatów w podświadomym substytucie seksualnej przyjemności...
"...Większość innowacji finansowych wprowadzonych do powszechnego obiegu w latach 80. i 90. miało jeden cel. Pobudzenie konsumpcji. Jeśli trzeba - nawet kosztem przyszłego długu. Przykładem były najpierw karty kredytowe (kup dziś, zapłać pojutrze), a potem kredyty mieszkaniowe subprime rozdawane na prawo i lewo dla popularnych NINJA (no income, no job, no assets - bez dochodu, bez pracy, bez aktywów). Władze mające kontrolować działania sektora prywatnego nie zrobiły nic, by temu zapobiec. Mało tego. Wiele rządów (np. amerykańskie administracje Clintona i Busha juniora) wręcz je promowało..." (źrodło: "Interia pl")
...kreującej z czasem takie potworne monstra, jak Madoff i tysiące jemu podobnych współbraci jakże pospolitej konfraterii wyznawców i kapłanów złotego cielca z tragicznymi tego skutkami współcześnie nie dla jednostek, czy stosunkowo nielicznych grup, jak to najczęściej w przeszłości bywało, a dla państw po tej i tamtej stronie Atlantyku.
Co sobie odnotowałem w wirtualnym monologu na marginesie dobiegającego właśnie końca kwietniowego piątku 2013 roku faktycznie krążąc myślami wokół wczorajszej rozmowy z D. na "Skype" podczas to której opowiedziała ona o pewnym zdarzeniu, jakie jej się przytrafiło w angielskim Northampton, gdzie jest raptem od trzech dni:
Zauważyła, że ma zdarte fleki w swoich obcasikach, więc zaniosła je do tamtejszego szewca, który po ich naprawieniu nie wziął ani pensa, nie wspominając o funcie, a poprosił tylko o to, by zaglądała do niego od czasu do czasu obdarowując go przy tym swoim uroczym uśmiechem.
Nic dodać, nic ująć.
Zauważyła, że ma zdarte fleki w swoich obcasikach, więc zaniosła je do tamtejszego szewca, który po ich naprawieniu nie wziął ani pensa, nie wspominając o funcie, a poprosił tylko o to, by zaglądała do niego od czasu do czasu obdarowując go przy tym swoim uroczym uśmiechem.
Nic dodać, nic ująć.