źródło własne
Czy to będzie pan George Soros, czy też inny guru nie ma znaczenia bowiem istota kryzysu wymyka się percepcji mentalnej nawet ludziom nieprzeciętnie zdolnym funkcjonującym efektywnie w przestrzeni ekonomicznej w minionych dekadach i nie jest to kategoria ułomności, wyrachowanej niechęci czy też diabolicznej premedytacji a wyobraźni, wad stosowanego obligatoryjnie narzędzia jakim jest analiza z natury swojej opisowa, funkcjonująca post factum i z tego powodu wnioskująca metodą „klonowania” projekcji przeszłości w przyszłość co przy spełnieniu pewnych warunków posiada walor przewidywalności ale przy ich braku zawodzi…
Wszystko co wykracza poza archetypiczną formę wymiany jest umowne i stymulowane z zewnątrz. Funkcjonowało sprawnie poprzez poszerzanie przestrzeni zbytu dopełnianą postępem technologicznym przez tysiąclecia w oparciu o przekonanie niczym nie ograniczonego postępu czyli nienasyconej potrzeby wchłaniania wytworów zaspakajających pobudzane pragnienia ducha i ciała aż po aberracyjny kres produkcji i konsumpcji na kredyt finansujący futurum jednego i drugiego…
Metoda projekcji przeszłości w przyszłość jest kusząca:
Skoro deficyt pomnożony pięć, dziesięć lat temu pozwolił nam przetrwać to zróbmy dziś to samo…
Trudno zakwestionować sensownie ten sposób myślenia bowiem sprawdza się przez dziesiątki lat a w jakimś stopniu i dłużej choć to już nie tak do końca prawda…
Decydentom umyka tylko jakby jeden aspekt a może i dwa. Ten pierwszy to przestrzeń a ten drugi to rewolucje technologiczne:
Tej pierwszej zostało tyle co kot napłakał, tej drugiej nie widać na horyzoncie a już na pewno nie takiej wagi jak poprzednie. Cokolwiek w skali globalnej w przyszłości będzie aspirować do rangi rewolucji przemysłowej będzie naznaczone stygmatem konieczności a nie przyjemności przez co jej moc sprawcza będzie mizerna i prawdopodobnie żeby w ogóle zaistnieć będzie potrzebować rewizji zasad postrzegania świata, cywilizacji i sensu naszego istnienia…