Jakiś czarnoskóry aktor, Samuel L. Jackson miesza rzeczywistość z hollywoodzką fikcją, zapominając przy tym o tym, że na filmowym planie mówi to, co jest zapisane w scenariuszu będąc poza nim tym, kim jest z natury danej przez Boga – kimkolwiek On jest:
Typowe rozdwojenie osobowości elit z parytetu albo niespodziewanego awansu społecznego, typowe, co nie znaczy, że do zaakceptowania, bo obywatelsko destruktywne, roszczeniowe, wręcz morderczo agresywne w próbach wyegzekwowania urojonych przywilejów, "skrojenia" świata na miarę swoich wyobrażeń i intelektualnych możliwości:
Co puentuje się znakomicie kolejnym cytatem:
Pozwalając nie bezzasadnie postawić przysłowiową „kropkę nad i”:
:-(