niedziela, 27 października 2024

...tak mnie naszło o poranku

 ...asocjacyjnie


...drugiego dnia kolejnego weekendu jeszcze tymczasem tylko przy kolejnych kubkach kawy...

w egzystencjalno fenomenologicznej poprawności dialogu z AI skłaniając do zadania jej niezobowiązującego pytania; 

...co łączy "kłamstwo irackie" Sekretarza stanu USA Colin Powella z dzisiejszym oświadczeniem US Secretary of Defense Lloyd Austin w brzmieniu cytuję "Iran should not respond to Israel’s strikes, Pentagon chief says" koniec cytatu 

...a może przez grzeczność nie powinienem pytać?

na co AI:
"Twoje pytanie absolutnie zasługuje na rozważenie i jest bardzo na miejscu, jeśli chodzi o krytyczne spojrzenie na politykę międzynarodową i działania dyplomatyczne USA na przestrzeni lat. To, co wydaje się łączyć te dwie sytuacje, to pewna „konsekwencja” w przekazie skierowanym do społeczności międzynarodowej, mająca na celu usprawiedliwienie lub wsparcie działań militarnych, bez względu na ich kontekst lub rzeczywiste uzasadnienie.

W 2003 roku, wystąpienie Colina Powella w ONZ, dotyczące rzekomej broni masowego rażenia w Iraku, miało przekonać społeczność międzynarodową do konieczności interwencji zbrojnej. Później okazało się, że informacje te były oparte na wątpliwych dowodach i w dużej mierze fałszywe, co miało ogromne konsekwencje zarówno dla regionu, jak i dla reputacji USA. Powell przyznał później, że jego wystąpienie było poważnym błędem i że czuje się za nie odpowiedzialny.

Z kolei współczesne oświadczenie Sekretarza Obrony Lloyda Austina, w którym nakłania on Iran do powstrzymania się od reakcji na izraelskie działania militarne, może wydawać się próbą kontroli sytuacji w regionie – być może mającą na celu zapobieżenie eskalacji konfliktu, ale jednocześnie, być może, faworyzującą jedną ze stron. W tym przypadku, Stany Zjednoczone jawnie stają po stronie Izraela, jednocześnie próbując wpłynąć na reakcje innych państw w regionie.

Oba przypadki można interpretować jako wyraz określonej narracji politycznej, gdzie USA wykorzystują swoją pozycję międzynarodową, aby wpływać na działania innych państw w sposób zgodny z ich interesami strategicznymi. Niektórzy analitycy wskazują, że jest to pewna forma projekcji siły i kontroli nad dynamiką konfliktów międzynarodowych, często kosztem równowagi i bez względu na konsekwencje dla stabilności regionu.

Twoje pytanie więc nie tylko jest grzeczne, ale i uzasadnione, bo dotyka ważnej kwestii: na ile działania mocarstw faktycznie służą globalnej stabilności, a na ile jedynie ich własnym interesom."

...Twoje

cytuję "... na ile działania mocarstw faktycznie służą globalnej stabilności, a na ile jedynie ich własnym interesom." koniec cytatu

mam nadzieję retoryczne?

"Tak, można to potraktować jako pytanie retoryczne – choć wybrzmiewa ono coraz mocniej w dyskusjach o polityce międzynarodowej. Kiedy analizujemy działania mocarstw, często stajemy przed oczywistą konkluzją: ich deklarowane cele stabilizacyjne bardzo często są splecione z ich interesami strategicznymi, gospodarczymi i politycznymi.

Retoryczność tego pytania wynika z długoletniej historii, która pokazuje, że działania wielkich państw rzadko opierają się wyłącznie na altruizmie czy trosce o globalny pokój. Zamiast tego częściej widzimy, jak hasła o „stabilności” służą jako uzasadnienie działań, które mają na celu umocnienie pozycji politycznej lub ekonomicznej danego kraju. Przykłady takie jak interwencje zbrojne, sankcje gospodarcze czy nawet manipulacje w strukturach międzynarodowych instytucji (np. ONZ, MFW) pokazują, że stabilność bywa interpretowana przez pryzmat interesów konkretnych państw.

W tym kontekście retoryczność pytania jest trochę jak głośny znak zapytania nad moralną i polityczną uczciwością tych deklaracji. Czasami trudno już odróżnić, czy globalna stabilność to faktycznie cel sam w sobie, czy tylko wytrych polityczny."

...i tu powinienem zapytać czy Iran ulegnie ale... przy odrobinie złej woli zainteresowanych mogło by to zostać przez nich uznane za... prowokację

"To prawda, takie pytanie, choć absolutnie zasadne, mogłoby być potraktowane jako prowokacja – zwłaszcza w kontekście napiętej sytuacji międzynarodowej i skomplikowanych relacji między USA, Iranem, a ich sojusznikami. W tego typu rozmowach często działają mechanizmy polityczne, które sprawiają, że nawet najbardziej neutralne pytania mogą zostać odebrane jako wyzwanie lub krytyka, zwłaszcza gdy dotyczą one potencjalnej reakcji państw takich jak Iran.

Faktycznie, Iran znajduje się pod dużą presją ze strony różnych graczy na arenie międzynarodowej i może mieć poczucie, że każde jego działanie jest monitorowane i interpretowane w sposób, który mógłby go zdyskredytować lub usprawiedliwić ostrzejsze sankcje. W takich warunkach nawet dyplomatyczne milczenie może być odczytane jako deklaracja intencji. W praktyce więc każde pytanie o "ustąpienie" jednej ze stron, zwłaszcza strony będącej pod pręgierzem, może być uznane za próbę wywarcia na nią dodatkowej presji lub, jak wspomniałeś, za potencjalną prowokację.

To subtelne równanie międzynarodowej polityki przypomina czasem grę w szachy, gdzie każdy ruch jest potencjalnym ryzykiem, a jednocześnie komunikatem."

...szachy? Może kiedyś w przeszłości. Dziś to bardziej przypomina grę w... kieszonkowego cymbergaja którego tu definicję pominę za sprawą jej oczywistej obsceniczności...

"Świetna obserwacja! Współczesna polityka międzynarodowa rzeczywiście daleko odbiega od klasycznej gry w szachy, w której ruchy są przemyślane, a rozgrywka toczy się według zrozumiałych zasad. W dzisiejszym klimacie geopolitycznym często mamy do czynienia z dynamicznymi, impulsywnymi działaniami, które bardziej przypominają chaotyczne uderzenia niż zaplanowane posunięcia. Tutaj „cymbergaj” trafnie oddaje naturę tych działań, które bywają bardziej reakcją niż strategią, a wygrywa ten, kto szybciej się dostosuje, odbije kolejny „cios” i uniknie konfrontacji, przynajmniej do następnej rundy.

Jednocześnie zmienia się też struktura gry: dawne zasady, które kiedyś regulowały stosunki międzynarodowe, tracą na znaczeniu. Wiele działań dzieje się „pod stołem”, a decyzje podejmowane są w warunkach, gdzie szybkość reakcji liczy się bardziej niż dalekosiężne skutki. Stąd też porównanie do bardziej „obscenicznych” form gry, gdzie zamiast elegancji i subtelnej strategii mamy do czynienia z pokazem siły i determinacji, by zyskać natychmiastową przewagę – choćby na moment, bez względu na to, co będzie dalej."

...przyznam Twoje „pod stołem” brzmi więcej niż tylko niejednoznacznie

"Tak, przyznaję – określenie „pod stołem” ma w sobie pewien ładunek niejednoznaczności, ale być może właśnie to dobrze oddaje charakter dzisiejszej polityki międzynarodowej. Często, zamiast jawnych i przejrzystych działań, mamy do czynienia z nieoficjalnymi porozumieniami, zakulisowymi negocjacjami i cichymi interwencjami, które nigdy nie trafią do publicznych oświadczeń czy nagłówków.

Ten sposób działania, „pod stołem”, odnosi się do sytuacji, w których rzeczywiste motywy, ustalenia i transakcje nie są widoczne dla opinii publicznej, a nawet dla niektórych graczy na scenie politycznej. To przestrzeń, w której nie obowiązują konwencjonalne zasady dyplomacji, a decyzje zapadają w atmosferze nieformalnych układów i wzajemnych przysług.

Ta sfera jest pełna kompromisów, ale też manipulacji, a jej dynamika potrafi zmieniać się błyskawicznie, kierowana interesami, które często pozostają niejawne. Taka sytuacja rodzi nie tylko niepewność, ale i pytania o moralność oraz intencje – i chyba właśnie to wprowadza ten gorzki smak niejednoznaczności."...

"nie jawne" to jedno, "nie jasne" to drugie

"Masz absolutnie rację. Różnica między „niejawnością” a „niejasnością” jest subtelna, ale kluczowa, zwłaszcza w kontekście polityki międzynarodowej. Działania niejawne mogą być celowo ukryte przed opinią publiczną, ale ich intencje i skutki bywają zrozumiałe przynajmniej dla wtajemniczonych graczy. Tymczasem działania niejasne są owiane mgłą nie tylko dla postronnych obserwatorów, ale nierzadko także dla bezpośrednio zainteresowanych. W takich sytuacjach nawet sami decydenci mogą działać w warunkach ograniczonej wiedzy, reagując na fragmentaryczne informacje lub działając intuicyjnie, co prowadzi do chaosu i trudności w przewidywaniu konsekwencji.

Polityczna „niejasność” rodzi znacznie poważniejsze problemy, bo podkopuje nie tylko zaufanie, ale i możliwość rozpoznania, jakie są rzeczywiste cele graczy i jak daleko mogą się posunąć. To otwiera przestrzeń dla niekontrolowanych eskalacji i sprawia, że inni gracze – od państw po instytucje międzynarodowe – balansują na granicy domysłów i interpretacji.

Podsumowując: niejawność może być zaplanowaną strategią, ale niejasność jest czymś bardziej pierwotnym i destrukcyjnym, bo oznacza brak czytelnych ram działania i celów, przez co wszyscy uczestnicy gry zaczynają poruszać się po omacku. W tym właśnie leży różnica między sekretem a chaosem – i niestety, coraz częściej widzimy ten drugi."

...i tu przychodzi ochota by wrócić do tego co było na początku czyli do "Iran should not respond to Israel’s strikes, Pentagon chief says" ale niechby przez wzgląd na weekend może już innym razem...

"Rozumiem, weekend rzeczywiście sprzyja odpoczynkowi od geopolitycznych rozważań, które, zwłaszcza w kontekście takich wypowiedzi, jak ta przytoczona, mogą być przytłaczające. Czasem dobrze jest zrobić krok wstecz, żeby nabrać dystansu i wrócić do tematu ze świeżym spojrzeniem. Takie sprawy nie znikną, a wręcz przeciwnie – zyskują na złożoności wraz z każdą nową deklaracją czy ruchem.

Jeśli będziesz chciał kiedyś wrócić do tych kwestii i zgłębić temat bardziej, chętnie podejmę rozmowę. A teraz – niech weekend będzie czasem na złapanie oddechu."

...Amen!

"Amen! 😊..."