czwartek, 22 listopada 2012

Dlaczego nie dostanę nagrody Pulitzera:

Pomijając, że nie napisałem – i nigdy nie napiszę – niczego, co mogłoby formalnie do niej pretendować, to, okazuje się, brak mi do tego cechy istotniejszej:

Politycznej dyspozycyjności, którą Pan – kimkolwiek On jest – obdarzył Anne Applebaum aż, zdaje się, w nadmiarze znajdującym swój wyraz w tak typowym dla współczesnej, euroatlantyckiej publicystyki wręcz ostentacyjnym nie liczeniem się z faktami pewnie w złudnym poczuciu omnipotencji kreowania poprzez ich zafałszowywanie wydumanej rzeczywistości w świecie arabskim właśnie, Afryce Północnej, Syrii, Iraku, w Iranie, Afganistanie i gdziekolwiek jeszcze bądź ( "...just as they have so recently in the Arab world and North Africa. Like the young women of Pussy Riot in Russia today, they also learned how to use pop culture -- imported from the West -- as a tool of resistance against the communist regimes...").

 źródło: "The Huffington Post"

Bowiem niczym innym, jak niestosownym błędem interpretacyjnym - oględnie mówiąc - jest przypisywanie właściwości walki politycznej słuchającej jazzu młodzieży lat smuty stalinowskiej ( „…Yet even in a society gripped by terror, young people found ways to express their discontent (…) they also learned how to use pop culture -- imported from the West -- as a tool of resistance against the communist regimes.” ), jak dziś jest błędem z nieuniknionymi tego konsekwencjami dla zainteresowanych epatowanie młodzieży Azji, Bliskiego Wschodu, Europy i reszty świata kultem sławy i luksusu, akceptacją i gloryfikacją pragnień najbardziej prymitywnych, rozbudzania i zaspakajania głodu sensacji („One Polish newspaper described (w tamtych latach [!]) American pop culture as "a cult of fame and luxury, the acceptance and glorification of the most primitive desires, the filling of a hunger for sensation." ).

Drobiazg: Pierwszy western w Polsce tamtych lat wszedł na ekrany kin w roku 1957-58 (?). Była to „Ostatnia walka Apacza” w reżyserii Roberta Aldricha z Burd Lancasterem w roli głównej, co nijak się ma do dywagacji autorki wyznaczonej cezurą lat 1950-51 a niechby nawet 1956 roku ( “Communist authorities, needing something against which to define themselves, may have helped invent them, deriving their description from the "Westerns, gangster films, dime novels and comic books" which made their way across the Western borders.” ) i tak dalej, i tym podobne…

Z istotnym „…It was a big thing that you could buy it on the side, in installments…” jeśli za miejsca postronne można uznać warszawskie targowiska tamtych lat.

Co w moim przekonaniu czyni ten materiał wyróżniony nagrodą Pulitzera bezwartościowym poznawczo, a już na pewno w nieustającym, wirtualnym monologu prowincjusza z rzeczywistością (bez aspiracji do oceny jego wartości literackich - dodam dla jasności).

:-(