wtorek, 18 grudnia 2012

Bóg się rodzi, moc truchleje...

...ale nie nadwiślańskie elity:

źródło: "Gazeta Wyborcza pl"

Wręcz podręcznikowy przykład leczenia kompleksów słomy z butów wyłażącej, co może i z dystansu było by zabawne, gdyby nie to, że takie zachowania w państwowej przestrzeni instytucjonalnej są wprost zabójcze dla jego istnienia:

Państwo staje się bowiem poprzez takie działania wszelkiej maści ekspertów (tu biegłych) w tandemie z wymiarem sprawiedliwości w sposób oczywisty śmiertelnym wrogiem każdego obywatela z osobna i w uogólnieniu, co jest konstatacją jednoznacznie przesądzającą o nieuniknionym finale takiego biegu spraw tylko pozornie mało znaczących dla prezydenta, premiera, senatorów, posłów, ministrów i całej reszty elit z niedawnego, przypadkowego awansu, istnieją bowiem od zarania cywilizacji jednoznacznie zdefiniowane, nieprzekraczalne granice, i jedną z nich, jeśli nie wręcz fundamentalną, jest mir Rodziny pisanej z dużej litery jak Państwo i Naród z prawa naturalnego, zwyczajowego i konstytucyjnego podlegającej szczególniej trosce i ochronie, czego opisane zdarzenie (a i inne podobne, dziejące się w Dycholandzie niebezpiecznie nazbyt często) jest tego zaprzeczeniem wołającym wręcz o przysłowiową pomstę do Nieba.

Co tym bardziej powinno być oczywiste w systemie mającym biedę wpisaną w kanon reguł jego funkcjonowania bez zbędnego przypominania zainteresowanym, że nie tylko dosłowna krew obywateli na rękach sprawujących władzę hańbi polityków, ale i mord instytucjonalny za ich przyzwoleniem (aprobacie) również.